piątek, 4 czerwca 2010

Bamberki

W uroczystość Bożego Ciała, po obiedzie, zawożę Ewę ze złamaną ręką w gipsie do szpitala na konsultację chirurgiczną. Synowa ma dyżur i obiecała pilotować sprawę. Złamana kość dłoni na kontrolnym zdjęciu, pokrywa się ze zdjęciem z poprzedniej niedzieli (włożenia ręki w gips). Wszystko dobrze. Nie ma dodatkowego przemieszczenia kości . Trzeba tylko odczekać z unieruchomioną ręką te pięć tygodni aż się zrośnie. Kości mocne żadnych oznak ostoporozy.
Zadowoleni wracamy do domu ul Dąbrowskiego od Mostu Teatralnego. Na wysokości Kochanowskiego zapora, którą omijamy.

Przed nami w okolicach Rynku Jeżyckiego widać tłum ludzi. Balkony przystrojone flagami , w niektórych oknach święte obrazy. Na bruku kolorowe płatki kwiatów. Przed sobą mamy "ogon" jeżyckiej procesji. Jadąc wolno po minięciu ołtarza z prawej (okazał się czwartym) udaje nam się znaleźć wolne miejsce by zaparkować. Ewa zostaje w samochodzie, ja idę zrobić te trzy zdjęcia. Na pierwszym rejestruję koniec błogosławieństwa Najświętszym Sakramentem na cztery strony świata (na skrzyżowaniu Dąbrowskiego i Kościelnej).Na kolejnych schodzącą w Kościelną końcówkę procesji.

Wracam do samochodu do Ewy z zamiarem powrotu do domu. Gdy ruszyłem Ewa pyta: A bamberki sfotografowałeś? Nie, nie dotarłem do początku procesji, ale mogę wejść do kościoła by im zrobić zdjęcie. Pójdziesz ze mną? Nie, nie mam siły, poczekam na ciebie w samochodzie. Jak chcesz idź sam. Do kościoła Serca Jezusowego wchodzę od tyłu. Po woli przesuwam się do przodu. Ksiądz dziękuje wszystkim za zorganizowanie procesji. Gdy skończył i orkiestra dęta Wojsk Ochrony Powietrznej Kraju zagrała Boże coś Polskę jestem przy balaskach. Robię dwa zdjęcia bamberek stojących z lewej strony przy balaskach.

Ks. Proboszcz w ogłoszeniach przypomina i zaprasza na ogólnopoznańską tradycyjną procesję z kościoła Najświętszego Serca Jezusowego na Jeżycach na plac Adama Mickiewicza pod poznańskie krzyże w piątek na zakończenie oktawy Bożego Ciała.
Po wyjściu z kościoła robię kilka zdjęć z bmberkami

Bambrami nazywano już w XIX wieku wszystkich rolników mieszkających w poznańskich wsiach (dzisiaj dzielnicach Poznania). Nazwa ta wzięła się od sprowadzonych na zaproszenie władz miasta do poznańskich wsi rolników (chłopów) w latach 1719-1753 około 500-600 osób z okolic Bambergu. Jedynym warunkiem, jaki postawiono osadnikom było przywiezienie zaświadczenia, że są wyznania rzymskokatolickiego. Osiedliwszy się w Polsce bardzo szybko się spolonizowali tak, że w okresie kulturkampfu, silnego nacisku germanizacyjnego rodziny bamberskie stanęły w obronie polskiej szkoły i Kościoła katolickiego. U schyłku XIX wieku wg urzędowych sprawozdań, wśród katolickich mieszkańców miasta (a wszyscy byli katolikami) nie było ani jednej osoby narodowości niemieckiej. Badacze historii procesów mniejszości narodowych uznali ten fakt za "cud polonizacyjny", za wyjątkowy proces szybkiego wtopienia się jednej grupy narodowej w drugą.
Przykładem takiej polonizacji mogą być moi pradziadkowie po linii mojej babci Jadwigi Zygarłowskiej z domu Myler (pisanej po polsku), której rodzicami byli pradziad Franciszek pisany jeszce po niemiecku i prababcia Anna z domu Eitner z Opalenicy.



To południowy i zachodni dziedziniec przykościelny. W budynku wśród drzew widoczny budynek, to budynek należący do sióstr Elżbietanek. W tym bududynku podobnie jak dzisiaj , przed sześćdziesięciu laty mieściło się przedszkole do którego odprowadzała mnie każdego dnia mama. Z tego okresu pozostało mi okropne wspomnienie picia tranu, którym poiły (1 lyżka dziennie) małego niedożywionego chłopca wojny "okropne" siostry. Dzisiaj jak to opowiadałem mieszkającej w tym domu siostrze Mariecie (z rodziny) to nie chciała wierzyć, że tak dokładnie pamiętam stary kaflowy piec pod którym stała siostra i unrowski tran wlewała w gardła krztuszących się stojących w kolejce dzieciaków.

Brak komentarzy: