piątek, 14 maja 2010

Podziękowanie Ewy

.
Nigdy wcześniej nie miałam obaw przed szpitalem. Zresztą sami możecie to ocenić jeśli byliście kiedykolwiek z odwiedzinami u mnie. Jednak tym razem "nosiło mnie " w sposób wręcz niewiarygodny. Denerwowałam się okrutnie, a gdy ostatnim razem coś wyszło nie tak i zalecenie brzmiało: powtórzyć rezonans za 3 miesiące, to właściwie, te ostatnie dwa miesiące były jednym wielkim horrorem. Nie mogłam się na niczym skupić, miałam świadomość, że byłam bardzo drażliwa i niecierpliwa. Do tego Picio załatwił mi wręcz w expressowym tempie badanie kolonoskopowe - i tak się zbiegło, że te dwa badania następowały dzień po dniu. W poniedziałek miałam wyznaczony termin na RM, a we wtorek kolonoskopię. Nie jest to najlepszy czas, gdy człowieka czyści i wywraca "na lewą stronę" by pójść na badanie RM. Ale od czego jest "osobisty mąż"? Jurek zabrał ze sobą wuchtę ręczników zarówno papierowych, jak również frotowych i zapewnił mnie, że jakoś sobie damy radę. I w zasadzie miał rację!!

Po badaniu odczekałam grzecznie kilka dni, ale już w czwartek ( po 3. dniach) zadzwoniłam by dowiedzieć się co z wynikiem. Na szczęście okazało się że wynik już jest! Jurek oczywiście zrobił mi awanturę, że nie zapytałam w jakich godzinach i z jakimi dokumentami ma się zgłosić po odbiór wyniku.
Jak się okazało - wyniki można odbierać w godzinach od 9.00 do 18.00. Ja chciałam dziś pojechać osobiście, ale absolutnie nie chciał do tego dopuścić. Rankiem, skoro świt tj. o 8.30 już wyjechał, bo chciał jeszcze na giełdzie kupić kwiaty do pomnika. Ja w tym czasie czekałam jak na rozżarzonych węglach.
No i wreszcie wrócił!!! Na szczęście wynik był dobry!!! Teraz trzeba jeszcze trochę poczekać na wynik kolonoskopii, ale jak oświadczył dr Waligóra to, co wyciął - to pryszcz i czekanie na wynik histopatologii, to już zwykła formalność!!!

DZIĘKUJE CI PANIE BOŻE ZA KOLEJNY RAZ DAROWANE ŻYCIE !

A teraz do rzeczy; Mój chłop namówił mnie, żebyśmy w połowie kwietnia podjechali pod lotnisko z dzwonem, by dzwonić pielgrzymom wyjeżdżającym z naszej parafii do Ziemi Świętej.
Oczywiście pielgrzymi nie słyszeli tego dzwonienia, gdyż na płytę lotniska nas nie wpuszczono i mimo, że staliśmy jak można było najbliżej , to szum silników zagłuszał wszystko.

My jednak mieliśmy świadomość, że dzwoniliśmy im. W końcu tyle osób z wyjeżdżających obiecało modlitwę w mojej intencji (i jak się okazało Pan Bóg ich wysłuchał), że byliśmy im coś winni.

Jeszcze tego samego wieczoru przyszedł sms od naszego proboszcza - ks. Andrzeja, w którym pisał, że szczęśliwie dolecieli i są zakwaterowani w hotelu w Betlejem. Prawdę rzekłszy nie liczyłam nawet na coś takiego (wszak ceny połączeń zagranicznych są chyba bardzo wysokie). Później po powrocie, oboje z Jurkiem, otrzymaliśmy po solidnym różańcu, co również nas zaskoczyło.









Podobnie bardzo dużym zaskoczeniem było , gdy p. Małgosia (z sąsiedztwa) poinformowała mnie, że przywieźli wraz z mężem replikę mozaiki ilustrującej cudowne rozmnożenie dwóch ryb i pięciu chlebów (w nawiązaniu do ołtarza jaki każdego roku przygotowujemy na Boże Ciało przy Pomniku Miłosierdzia Bożego)

Wprawdzie Jurek miał jechać w miejsce Alicji, która z - tylko sobie znanych powodów - zrezygnowała, lecz nie chciał mnie zostawić samej. Pewnie było mu bardzo przykro, ale widać żonę uznał za ważniejszą.

Reasumując; uznaliśmy, że jesteśmy winni tym wszystkim, którzy się za nas modlili, i którzy w mojej intencji zwracali się do Pana Boga ogromną wdzięczność.

Bojąc się, że przy indywidualnych podziękowaniach moglibyśmy kogoś pominąć postanowiliśmy tą drogą złożyć wszystkim, najserdeczniejsze wyrazy wdzięczności.

DZIĘKUJEMY !!! DZIĘKUJEMY!!! DZIĘKUJEMY!!! DZIĘKUJEMY!!!

Brak komentarzy: