W wieku 97 lat zmarł dziś w Krakowie ojciec Joachim Badeni - dominikanin, jeden z dwóch poznańskich duszpasterzy akademickich, którzy wywarli wielki wpływ na kształtowanie się mojego katolicyzmu w czasach studenckich. Obecnie znany m.in. ze wspomnieniowych książek, poruszających tematy teologiczne i egzystencjalne. Do śmierci mieszkał w krakowskim klasztorze dominikanów.
W wieku 72 lat zmarł dokładnie przed 27 laty mój rodzony ojciec Ludwik, stolarz z zawodu, dobry i prawy człowiek, tylko dwa lata starszy od ojca Joachima. On razem z mamą, za których to Ewa zamówiła dzisiejszą Mszę św. kształtowali moje zachowania przez całe swoje ziemskie życie. Za obu ojców dziękuję dzisiaj Bogu i temu rodzonemu, i temu, który potrafił dotrzeć z nauką o Chrystusie do 20 - 25 letniego młodzieńca. Bóg Wam zapłać Ojcowie. Na zdjęciu obok rodzina w czasie dzisiejszego przyjęcia śniadaniowego.
O. Badeni urodził się w 1912 r.˙jako Kazimierz Stanisław hr. Badeni herbu Bończa. Był potomkiem rodu Badenich, których wpływy polityczne i majątek sprawiły, że Galicję i Lodomerię nazywano niegdyś Republiką Badeńską. Imię Kazimierz otrzymał po dziadku, namiestniku Galicji i premierze Austro-Węgier.
Po ponownym zamążpójściu jego matki za arcyksięcia Karola Olbrachta Hasburga z Żywca, Badeni zamieszkał w tym mieście; tu urodziło się jego przyrodnie rodzeństwo, między innymi arcyksiężna Maria Krystyna. W żywcu Badeni zdał maturę, potem skończył prawo na uniwersytecie lwowskim.
Walczył na wielu frontach II wojny światowej, m.in. pod Narwikiem, we Francji i Maroku. Był sekretarzem misji polskiej w Gibraltarze. W 1943 r. trafił do sztabu gen. Sikorskiego w Anglii, był też w brygadzie spadochronowej. W tym czasie poznał Józefa Marię (o. Innocentego) Bocheńskiego, który pogłębił w nim powołanie kapłańskie. Wstąpił do seminarium i nowicjatu dominikanów w Anglii, gdzie w dniu imienin Joachima 1945 r. - stąd takie imię zakonne - złożył śluby zakonne. Już w Polsce skończył studia teologiczne.
W 1950 r. przyjął święcenia kapłańskie. Był m.in. duszpasterzem akademickim w Poznaniu, Wrocławiu i Krakowie, współtwórcą słynnego krakowskiego duszpasterstwa akademickiego "Beczka", jednym z duchowych opiekunów kościelnego Ruchu Odnowy w Duchu Świętym.
Gdy był już po 90 ukazały się jego książki wspomnieniowe - wywiady, dotyczące spraw teologicznych i egzystencjalnych, m.in. "Boskie oko czyli po co człowiekowi religia", "Fotel z widokiem na pole", "Kobieta boska tajemnica" czy "Kobieta i mężczyzna - boska miłość". W ostatnich latach znana stała się jego książka "Sekrety mnichów czyli sprawdzone przepisy na szczęśliwe życie", napisana wspólnie z benedyktynem z Tyńca, o. Leonem Knabitem.
źródło informacji: INTERIA.PL/PAP
Nasze drogi życia spotkały się w latach 1962-1968 kiedy to ojciec Joachim był duszpasterzem akademickim w Poznaniu. Wtedy to razem z ojcem Tomaszem Pawłowskim prowadzili duszpasterstwo akademickie ojców dominikanów. Na owe czasy było to duszpasterstwo gromadzące studentów wszystkich poznańskich uczelni. W pamięci mam jego krótkie a treściwe nauki na porannych siódemkach odprawianych w górnej kaplicy akademickiej, nauki rekolekcyjne oraz jeden wspólny letni spływ kajakowy Zbrzycą w 1965 roku. To był dla nas myślę o Ewie i sobie pierwszy nasz wspólny spływ, który otworzył w naszym życiu okres nazywany narzeczeńskim.
Ojciec Joachim miał wyjątkowy talent kojarzenia par. Mówi się, że w krakowskiej „Beczce” odkryto, że o. Joachim miał szczęśliwą rękę do kojarzenia par. Ukuto nawet slogan: „Tylko Badeni dobrze cię ożeni”. Tę właściwość ojca Joachima sprawdziliśmy na własnej skórze kilkanaście lat wcześniej już w Poznaniu.
Spływ Zbrzycą organizowałem wespół z przyjacielem z liceum. I on zabrał na niego, tak jak ja, dziewczynę, która pojechała z młodszą siostrą. Po spływie okazało się, że zaczął smalić cholewki do młodszej z dam, z którą się rok po nas ożenił.
I my tam byliśmy, miód wino piliśmy a ojciec Joachim błogosławił ten związek, a ja świadczyłem przyjacielowi, co widać na zdjęciu obok . Widać błogosławieństwo Ojca było szczere, bo Duch Święty spoczął na lata na całej naszej czwórce.
W najnowszej książce "... żywot wieczny Amen" z ojcem Joachimem rozmawia Alina Petrowa – Wasilewicz o tym, co czeka nas po śmierci. Znalazłem tam takie słowa idealnie pasujące do patrona roku kapłańskiego oraz mojego drugiego blogu "ŁUKASZ"
Mówi pani Alina: Do św. Jana Vianneya, proboszcza z Ars, przyszła kiedyś strapiona wdowa po oficerze, który popełnił samobójstwo. Bardzo niepokoiła się o zbawienie męża . Święty proboszcz powiedział jej, żeby się nie martwiła, gdyż w ostatniej chwili jej mąż pożałował tego co zrobił. Ten żal był łaską wyproszoną przez Matkę Bożą, gdyż kiedyś małżonkowie odmówili wspólnie dziesiątek różańca. Na te słowa, można powiedzieć na nasze słowa, ojciec Joachim odpowiedział:
I to jest najważniejsze: przyjęcie miłosierdzia. Odrzucenie miłosierdzia jest prawdziwą śmiercią.
Oboje z Ewą wierzymy, że nasz Łukasz przed samobójczą śmiercią dostąpił Bożego Miłosierdzia.
Dlatego też doskonale do niej pasuje tytuł jednego z 18 rozdziałów tej książki który brzmi:
"Nie każda historia kończy się happy endem".
1 komentarz:
Badeni dostał tytuł magistra prawa na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. Był kiepskim studentem którego główne zainteresowanie to bujne życie towarzyskie i młode kobiety. Sam sie chwalil licznymi podbojami na prawo i lewo. Podobnie jak Jean Vanier, Badeni miał również inne strony jak dotąd nie opublikowane nigdzie.
Prześlij komentarz