wtorek, 30 marca 2010

Jeruzalem, Jeruzalem!

Któryś za nas cierpiał rany Jezu Chryste zmiłuj się nad nami. Kochani moi! Zbliżają się Trzy Dni Święte. Dziś ośmielam się przytoczyć słowa Pana Jezusa, które są żalem i płaczem. Mój Pan i mój Bóg płakał nad miastem, płakał nad moją wsią, płakał nade mną i płakał nad nami? ...Jeruzalem, Jeruzalem! Które zabijasz proroków i kamienujesz tych, którzy do ciebie są posłani. Tyle razy chciałem zgromadzić syny twoje jak kokosz gromadzi pisklęta pod skrzydła, a nie chciałaś, Oto teraz zostanie dom wasz pusty. Przyjdą nieprzyjaciele, otoczą cię wałem i nie zostanie z ciebie kamień na kamieniu, boś nie poznało czasu swego nawiedzenia.
I płakał. Jeruzalem, Jeruzalem! Ach nawróć się do Pana Boga swego.
Bóg płacze?
Tak!
Chryste, mój Boże i Zbawicielu, abyś już nigdy nie płakał nad światem, nad moim miastem, nad moją wsią i nade mną.


Dlaczego do dzisiejszego, skróconego, listu ks. Tymoteusza dodałem "moją wieś"?
Bo wczoraj o 22:30, gdy wróciliśmy bardzo umęczeni podróżą z Bydgoszczy, nasz parafialny pomnik płonął w zniczach pozostawionych przez uczestników Drogi Krzyżowej, a na murkach z obu stron tablicy z tekstem Koronki, siedziało dwóch młodzieńców i piło piwo. Na prośbę Ewy podszedłem zwrócić im uwagę. Twarze ich, rozświetlone czerwonym światłem zniczy, miały także czerwony odblask. Spokojnym głosem zapytałem: Czy uważają to miejsce, gdzie ludzie się modlą, za najlepsze do picia piwa?
Na pytanie odpowiedzieli zaczepnie pytaniem: A czy się głośno zachowujemy?
Nie, przeciwnie. Odpowiedziałem krótko i spokojnie nie znanym mi młodzieńcom, w skórzanych kurtkach przystrojonych metalowymi ozdobami.
Wtedy ten, który miał metalowy kolczyk w dolnej wardze, zapytał: Czy są tu, gdzieś w pobliżu, jakieś ławki?
Wskazałem im boisko przy Spokojnej i plac zabaw przy Letniskowej.
Gdy wstali i odwróciwszy się do mnie tyłem, skierowali się w stronę boiska, w światłach zniczy, ukazały się na ich plecach duże białe trupie czaszki ze skrzyżowanymi piszczelami.

Klęknąłem przed Panem Jezusem polecając ich Bożemu Miłosierdziu, dziękując także za szczęśliwy powrót z Bydgoszczy. Gdy skończyłem była 22:40. Wyjąłem z kieszeni aparat fotograficzny i zrobiłem zdjęcie pomnika z płonącymi zniczami.

Wracając do Drogi Krzyżowej. Tak bardzo chcieliśmy w niej uczestniczyć, ale Profesor przeniósł datę i godzinę wizyty na poniedziałek 29 marca na godz. 18:40. Z domu wyjechaliśmy o 12:30. Za kierownicą siadła Ewa, która prowadziła samochód aż do samej Bydgoszczy. Przyjechaliśmy dużo przed czasem licząc, że może ktoś z pacjentów wypadnie i uda się być wcześniej przyjętym. Niestety, awaria komputera pana Profesora spowodowała ponad godzinne opóźnienie. Przed nami w poczekalni jeszcze siedem osób . To ponad dwie godziny czekania, licząc po 20 minut na jednego pacjenta. Zostaliśmy przyjęci o 20:00. Rozpoczęła się Droga Krzyżowa. Krótki wywiad: Jak się pani czuje? Po czym Profesor najpierw czyta wynik, a potem ogląda na laptopie ostatni MR. Dla porównania prosi o poprzedni MR sprzed roku - niestety nie mamy, został w domu. Jest tylko ten pooperacyjny z października 2008. Przy próbie jego odczytu zawiesza mu się laptop. Uszkodzona płytka DVD. Profesor jeszcze raz bierze ostatni MR i idzie do domu na stacjonarny komputer. Po 5 minutach wraca do gabinetu, znajdującego się w budynku gospodarczym, z werdyktem "niczego do operacji nie widzę" . Prosi zrobić kolejny rezonans i z dwoma ostatnimi wynikami w formie papierowej i z płytkami DVD proponuje zgłosić się na następną wizytę na koniec maja. Z gabinetu wychodzimy uspokojeni werdyktem o 20:20.
Za konsultację neurochirurgiczną płacimy 300 zł.
Ewa nie chce w nocy wracać do domu i jest skłonna nocować w hotelu. Mnie to zupełnie nie odpowiada, chcę wracać do domu. Jest koniec miesiąca i mam dużo pracy w firmie. Siadam za kierownicą i po dwóch godzinach przy siąpiącym deszczu jesteśmy w Baranowie.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

"Aniołku nie bój się Kapłaństwa,nie każdy może być Kapłanem,to służba Bogu i bliźniemu, to wyróżnienie,zaszczyt i sława,Anonimowy"