wtorek, 6 października 2009

Wakacje 7/2009 - grzyby

Od dzisiaj jesteśmy sami w całym 10 pokojowym pensjonacie. Mamy do dyspozycji dobrze wyposażoną kuchnię i zapas produktów na kilka dni. Wszystko dzięki zaufaniu i dobroci gospodyni Eli Zygarłowskiej.
Rano gotuję wieloowocowy kompot będzie do popijania na kilka dni .
A na śniadanie nazbierałem siatkę maślaków .


Wieje silny wiatr od morza. Na gładkiej wczoraj tafli wody rano pojawiły się najpierw nieduże , a z czasem rosnące białe bałwany. Mimo słońca nie dało się siedzieć bezpośrednio na plaży i trzeba było się przenieść na górę, na wydmę, pod las.

Rekolekcji Półtawskiej nie daje się czytać bez przerwy. To więcej niż intymny pamiętnik. Te moje blogowe epistoły, to nędzna namiastka tego co Ona pisze. Jej teksty to niekończące się rozważania rekolekcyjne, to blog pisany przez duszę osoby która była najbliższa Ojcu świętemu JP II . Nawzajem dawali siebie sobie, w najczystszym „świętym” wydaniu.
Dla rozprężenia idziemy oboje na grzyby. Ewa boi się chodzić po lesie sama, bojąc się, że się potknie i przewróci. A potyka się często. Jej kolana poobijane pełne są siniaków. Co jeden zniknie ,kolejny upadek i nowy siniak. A do tego jeszcze bolą poobijane żebra. W czasie gdy ja harcuję po lesie, Ona idąc duktem zbiera to, co wypatrzy przy drodze. Z siatką pełną maślaków i rydzów wracamy na obiad do domu.

Po wieczornej Mszy św. w Unieściu siadamy pod parasolem z lodami w wafelkach. Lodziarnia w sezonie pełna , dzisiaj świeci pustkami. Wieje silny wiatr od morza, a lody zamroziły nie tylko nasze gardła. Ciepłą herbatkę pijemy w porcie rybackim spożywając na kolację po pieczonej fląderce. Kupujemy od rybaka świeżo wędzone ryby i zadowoleni z dnia jedziemy pilnować domu. Do 22:00 gramy w skrable.

Brak komentarzy: