Przez noc morze się uspokoiło, a wiatr z czasem przewiał chmury.
Tym razem skierowaliśmy swoje kroki w kierunku Unieścia. Doskonałym miejscem na plażowanie okazał się drewniany zaostrzony pal. Wygrzane słońcem drewno służyło nam za ławeczkę.
Cale przedpołudnie spędziliśmy na wygrzewaniu się na słońcu i czytaniu "Rekolekcji Beskidzkich" Wandy Półtawskiej. Wspaniała uczta duchowa, współczesny blog pisany przez Dusię z komentarzami, podkreśleniami i listami brata. To po prostu trzeba przeczytać. Mało, to trzeba przetrawić, po kilka razy wracając do tego samego. Książka, którą czytając raz, wie się , że się znowu do niej wróci cytując fragmenty kolejnych postów. Zapiski serca na które nie można niczym innym odpowiedzieć jak tylko sercem.
Dzisiaj piątek na obiad robię dla Eli i Ewy placki ziemniaczane z konfiturą owocową. Przedłużająca się przerwa w dostawie prądu uniemożliwia ich upieczenie. W domu jest tylko piecyk na prąd. Zniecierpliwieni jedziemy do Unieścia zobaczyć o której godzinie sprawowane są tam Msze św.
Przy okazji idziemy tam nad morze. Słońce chyli się ku zachodowi i zrobiło się zimno.
Zachodzące nad molem w Unieściu słońce sprowokowało nas na spacer do portu.
Ta osoba w kapturze to nie rybak, to Ewa, a ten ciemny charakter na zdjęciu obok to jestem ja. Poniżej to już my. Zdjęcia zrobione pod zachodzące słońce nie za bardzo się udały.
To kajuta, a to ster i śruba jednego z kutrów rybackich
stojących w porcie rybackim w Unieściu
Czyżby pożar? Nie to łuna po słońcu które tyle co schowało się w morskiej toni.
Zgłodniała Ela i Ewa zjadły z apetytem upieczone po naszym powrocie plendze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz