Ostatnia relacja o babci Gertrudzie była z 14 października. Następnego dnia lekarze stwierdzili, że nic już babci nie mogą pomóc i wypisali ją ze szpitala wojskowego, gdzie zawiozło ją z domu wezwane po upadku i utracie świadomości wezwane przez domowników pogotowie. Po podleczeniu była w takim opłakanym stanie, z całkowicie siną lewą ręką i taka słaba, że musiano ją przywieść 15.10 do domu karetką. Nie chcieli mieć kłopotu w szpitalu i uznali, z czym i myśmy się zgodzili, że lepsza będzie dla niej śmierć w domu, niż w szpitalu. W tym czasie babcia miała odloty i gadała od rzeczy. Gdy wróciła do domu dwa dni spała bez przerwy. Odsypiała szpital.
Na pierwszą dializę, po powrocie ze szpitala wojskowego w sobotę 17.10 musiano ją zawieść na noszach. Gdy wieczorem ją zwrócono była już lepsza. Przez kolejne dwa dni dochodziła do siebie. Majaczenia i gadanie od rzeczy powoli ustępowało. Gdy we wtorek 20.10 (w imieniny Ewy) zabrano ją na noszach na dializę nie wróciła już do domu. Szpital Cegielskiego zatrzymał ją u siebie po wykonaniu dializy. Lekarze stwierdzili, że nie można jej męczyć wożeniem co drugi dzień na noszach na dializy i wskazane jest ją zatrzymać by ją podleczyć. Stan jej był taki, że nadawała się jedynie do położenia jej na IOM-e.
Wiele kłopotu sprawiło Tomkom by odnaleźć babcię następnego dnia w szpitalu. Okazało się, że leży na pokoju 349 A. Gdyśmy ją dzisiaj z Ewą odwiedzili, z odnalezieniem sali nie mieliśmy kłopotu. Od Ceglarza wyszła dzisiaj kilku tysięczna manifestacja głównie związkowców Solidarności dlatego też pojechaliśmy do miasta, do niej po skończonym proteście. Mimo że staraliśmy się ominąć śródmieście i tak dojazd do szpitala zajął nam prawie dwie godziny. Miasto było całkowicie zakorkowane.
Babcię zastaliśmy w znacznie lepszym stanie niż przed kilkoma dniami. Na nasz widok wyraźnie się ucieszyła. Była wyjątkowo rozmowna. A wszystko co mówiła było rzeczowe i logiczne. Była po prostu jak dawniej sobą. Jej duch zagnieździł się z powrotem w jej obolałym wychudzonym do granic możliwości ciele.
Martwiło ją, że lewa ręka (ta całkowicie uprzednio sina) nie chce się poruszać tak swobodnie jak prawa. Gdy ją nam pokazała jej stan był zdecydowanie lepszy niż przed kilkoma dniami. Nie chciała nam wierzyć, że jeszcze przed kilkoma dniami była sina i sparaliżowana. Gdy jej fotografowałem rękę spytała czy jeszcze potrzebuję zdjęcia ręki do mojego papieskiego pomnika. Zadowoliła się gdy jej odpowiedziałem, że gipsowy odlew jej ręki jest gotowy a przede mną stoi za zadanie sporządzić następne odlewy
Jako że była pora kolacji zjadła z apetytem dwie i pół kromki chleba z pastę rybną (to znacznie więcej niż je obecnie Ewa) oraz wypiła kubek herbaty z sokiem malinowym. Przy kolacji starała się być maksymalnie samodzielna. Nawet do pracy zaprzęgnęła niesprawną lewą rękę w której trzymała kanapki, trzymając w prawej kubek z herbatą. Gdy się najadła szpitalnym jedzeniem na deser przekąsiła to jeszcze jabłkiem z naszego ogrodu.
Teraz nadszedł czas by ją pomasować na plecach i pokremować odleżyny na pupsku. Gdy ją masowałem sprawiało jej to wyraźną ulgę.
Pierwszy raz w życiu widziałem tak rozległe odleżyny. Musi bardzo cierpieć z tego powodu. Jakże wrażliwe jest chore ciało ludzkie. Zdrowy poleży sobie z przyjemnością, ale chory od roku nie ma żadnej już przyjemności w leżeniu. Leży bo musi, bo jest słaby, bo nie ma siły się podnieść. I cierpi już choćby z tego powodu.
Po skończonej kosmetyce Babcia poprosiła by ją posadzić. Mogła sobie teraz dokładnie obejrzeć salę na której leży. A leży z trzema mężczyznami. W pewnej chwili stwierdziła, że ona leży na takim łóżku na którym się zdrowieje, w przeciwieństwie do dwóch łóżek po przeciwległej stronie pokoju.
Z tych dwóch łóżek nad którymi leżąc widzi ekrany monitorów z pulsującymi kolorowymi wykresami i zmieniającymi się co rusz cyferkami, wywieźli wczoraj dwóch panów. Gdy stwierdziła że niezbyt jasno się wyraża dodała że foliowych workach. Słuch ma doskonały, a mózg dokładnie rejestruje co siędzieje na IOM-ie. By nas pocieszyć mówi, że ona jest przygotowana na śmierć i się jej nie boi, ale wierzy, że za kilka dni wróci do domu. Stwierdziła, że im człowiek starszy i stojący w obliczu śmierci tym więcej ma do zrobienia. Mówiła to z takim przekonaniem, jakby miała jeszcze w tym ziemskim życiu ważną misję do spełnienia. I pewno ma. Nie płacze, nie rozczula się ani nad sobą , ani nad nami. Jest twarda, tak jak całe jej życie było twarde. Ewie życzy zdrowia, zdrowia i jeszcze raz zdrowia z racji imienin. Mylą jej się co prawda dni tygodnia. Zatraciła jakby rachubę czasu, ale ma świadomość wczorajszej wizyty Maryli i Bolka i wcześniejszej Basi i Tomka. Gdy pytam o księdza z Komunią św. mówi, że był dzisiaj ale ona tyle co skończyła jeść śniadanie i nie mogła przyjąć Jezusa. Gdy się żegnamy jest radosna, a gdy pielęgniarka zwraca mi uwagę, że jej robię zdjęcie bez zgody ordynatora daje mi przy niej reprymendę. Gdy pielęgniarka odchodzi, wraża zadowolonie, że chcę jej zrobić zdjęcie by pokazać je wnukom. Gdy wcześniej usłyszała dziecięce głosy na korytarzu spytała czy przyszliśmy z dzieciakami. Odpowiadamy, że nie bo na oddział na którym leży jest zakaz wprowadzania dzieci. Uśmiecha się na koniec. Niech Babcia zostanie z Bogiem, żegnamy się. Idćie z Bogiem. Zostańcie z Bogiem - słyszymy ostatnie słowa na pożegnanie.
Zostańcie z Bogiem - słyszę te słowa jadąc trasą dzisiejszej manifestacji w kierunku śródmieścia Poznania. Pierwsza napotkana świątynia kościoł przy Rynku Wildeckim. Msza św. a po niej różaniec , tajemnice bolesne w intencji chorych parafian i członków naszych rodzin. Odmawiając zdrowaśki cały czas przed oczyma stała nam nasza babcia Gertruda i krzyż jaki przyszło jej nieść pod koniec ziemskiego żywota. Zostańcie z Bogiem!
Na pierwszą dializę, po powrocie ze szpitala wojskowego w sobotę 17.10 musiano ją zawieść na noszach. Gdy wieczorem ją zwrócono była już lepsza. Przez kolejne dwa dni dochodziła do siebie. Majaczenia i gadanie od rzeczy powoli ustępowało. Gdy we wtorek 20.10 (w imieniny Ewy) zabrano ją na noszach na dializę nie wróciła już do domu. Szpital Cegielskiego zatrzymał ją u siebie po wykonaniu dializy. Lekarze stwierdzili, że nie można jej męczyć wożeniem co drugi dzień na noszach na dializy i wskazane jest ją zatrzymać by ją podleczyć. Stan jej był taki, że nadawała się jedynie do położenia jej na IOM-e.
Wiele kłopotu sprawiło Tomkom by odnaleźć babcię następnego dnia w szpitalu. Okazało się, że leży na pokoju 349 A. Gdyśmy ją dzisiaj z Ewą odwiedzili, z odnalezieniem sali nie mieliśmy kłopotu. Od Ceglarza wyszła dzisiaj kilku tysięczna manifestacja głównie związkowców Solidarności dlatego też pojechaliśmy do miasta, do niej po skończonym proteście. Mimo że staraliśmy się ominąć śródmieście i tak dojazd do szpitala zajął nam prawie dwie godziny. Miasto było całkowicie zakorkowane.
Babcię zastaliśmy w znacznie lepszym stanie niż przed kilkoma dniami. Na nasz widok wyraźnie się ucieszyła. Była wyjątkowo rozmowna. A wszystko co mówiła było rzeczowe i logiczne. Była po prostu jak dawniej sobą. Jej duch zagnieździł się z powrotem w jej obolałym wychudzonym do granic możliwości ciele.
Martwiło ją, że lewa ręka (ta całkowicie uprzednio sina) nie chce się poruszać tak swobodnie jak prawa. Gdy ją nam pokazała jej stan był zdecydowanie lepszy niż przed kilkoma dniami. Nie chciała nam wierzyć, że jeszcze przed kilkoma dniami była sina i sparaliżowana. Gdy jej fotografowałem rękę spytała czy jeszcze potrzebuję zdjęcia ręki do mojego papieskiego pomnika. Zadowoliła się gdy jej odpowiedziałem, że gipsowy odlew jej ręki jest gotowy a przede mną stoi za zadanie sporządzić następne odlewy
Jako że była pora kolacji zjadła z apetytem dwie i pół kromki chleba z pastę rybną (to znacznie więcej niż je obecnie Ewa) oraz wypiła kubek herbaty z sokiem malinowym. Przy kolacji starała się być maksymalnie samodzielna. Nawet do pracy zaprzęgnęła niesprawną lewą rękę w której trzymała kanapki, trzymając w prawej kubek z herbatą. Gdy się najadła szpitalnym jedzeniem na deser przekąsiła to jeszcze jabłkiem z naszego ogrodu.
Teraz nadszedł czas by ją pomasować na plecach i pokremować odleżyny na pupsku. Gdy ją masowałem sprawiało jej to wyraźną ulgę.
Pierwszy raz w życiu widziałem tak rozległe odleżyny. Musi bardzo cierpieć z tego powodu. Jakże wrażliwe jest chore ciało ludzkie. Zdrowy poleży sobie z przyjemnością, ale chory od roku nie ma żadnej już przyjemności w leżeniu. Leży bo musi, bo jest słaby, bo nie ma siły się podnieść. I cierpi już choćby z tego powodu.
Po skończonej kosmetyce Babcia poprosiła by ją posadzić. Mogła sobie teraz dokładnie obejrzeć salę na której leży. A leży z trzema mężczyznami. W pewnej chwili stwierdziła, że ona leży na takim łóżku na którym się zdrowieje, w przeciwieństwie do dwóch łóżek po przeciwległej stronie pokoju.
Z tych dwóch łóżek nad którymi leżąc widzi ekrany monitorów z pulsującymi kolorowymi wykresami i zmieniającymi się co rusz cyferkami, wywieźli wczoraj dwóch panów. Gdy stwierdziła że niezbyt jasno się wyraża dodała że foliowych workach. Słuch ma doskonały, a mózg dokładnie rejestruje co siędzieje na IOM-ie. By nas pocieszyć mówi, że ona jest przygotowana na śmierć i się jej nie boi, ale wierzy, że za kilka dni wróci do domu. Stwierdziła, że im człowiek starszy i stojący w obliczu śmierci tym więcej ma do zrobienia. Mówiła to z takim przekonaniem, jakby miała jeszcze w tym ziemskim życiu ważną misję do spełnienia. I pewno ma. Nie płacze, nie rozczula się ani nad sobą , ani nad nami. Jest twarda, tak jak całe jej życie było twarde. Ewie życzy zdrowia, zdrowia i jeszcze raz zdrowia z racji imienin. Mylą jej się co prawda dni tygodnia. Zatraciła jakby rachubę czasu, ale ma świadomość wczorajszej wizyty Maryli i Bolka i wcześniejszej Basi i Tomka. Gdy pytam o księdza z Komunią św. mówi, że był dzisiaj ale ona tyle co skończyła jeść śniadanie i nie mogła przyjąć Jezusa. Gdy się żegnamy jest radosna, a gdy pielęgniarka zwraca mi uwagę, że jej robię zdjęcie bez zgody ordynatora daje mi przy niej reprymendę. Gdy pielęgniarka odchodzi, wraża zadowolonie, że chcę jej zrobić zdjęcie by pokazać je wnukom. Gdy wcześniej usłyszała dziecięce głosy na korytarzu spytała czy przyszliśmy z dzieciakami. Odpowiadamy, że nie bo na oddział na którym leży jest zakaz wprowadzania dzieci. Uśmiecha się na koniec. Niech Babcia zostanie z Bogiem, żegnamy się. Idćie z Bogiem. Zostańcie z Bogiem - słyszymy ostatnie słowa na pożegnanie.
Zostańcie z Bogiem - słyszę te słowa jadąc trasą dzisiejszej manifestacji w kierunku śródmieścia Poznania. Pierwsza napotkana świątynia kościoł przy Rynku Wildeckim. Msza św. a po niej różaniec , tajemnice bolesne w intencji chorych parafian i członków naszych rodzin. Odmawiając zdrowaśki cały czas przed oczyma stała nam nasza babcia Gertruda i krzyż jaki przyszło jej nieść pod koniec ziemskiego żywota. Zostańcie z Bogiem!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz