wtorek, 13 lipca 2010

Parasolka

Wybaczcie, że dalej nie relacjonuję wesela w Kanie. Na moment zatrzymam się na sprawach bieżących. Z wesela wyniosłem naukę, że istotne dla małżeństwa jest robienie jak najwięcej rzeczy wspólnie. I dlatego też dzisiejszy post będzie o wspólnie spędzonym czasie u chirurga i na zakupach.

Nie, to nie jest nasz samochód.
Na zakupy, tak jak zresztą wszędzie, jeździmy Micrą, która z powodzeniem wystarcza dla dwojga osób. Przed laty gdy ostatnie z trójki naszych dzieci było w wózku sprawiliśmy sobie Syrenkę Bosto. Syrenka i dziecięcy wózek z zawartością brała udział w Poznańskich Pieszych Pielgrzymkach na Jasną Górę. Jako, że aktualnie poznańscy piesi pielgrzymi maszerują na Jasną Górę, pozdrawiam ich serdecznie i łączę się z nimi w modlitwie.

Przez pierwsze dziesięć lat małżeństwa, budowaliśmy własny dom systemem gospodarczym. Każdego dnia Ewa przywoziła mi z Poznania do Baranowa miejskim autobusem kursującym do Krzyżownik obiad. Garnuszki zawijała w dziecięcą kołderkę i kładła obok niemowlaka w wózku razem ze średnim synem. Starszy trzyletni trzymał się wózka. To był heroizm z naszej strony, budować się bez samochodu i betoniarki na które już nie starczało pieniędzy, bo musiały być na cement. Cement i pozostałe materiały budowlane były na przydziały i zapisy. By kupić kilka worków trzeba było od wczesnego rana wystawać w kolejce w GS -e (Gminnej Spółdzielni Samopomoc Chłopska). Tyle wspomnienie.

Po telefonicznym zarejestrowaniu się przez Ewę u chirurga, zostajemy przyjęci z niewielkim poślizgiem czasowym. Na dworze panuje niemiłosierny upał (34 stopnie) i pewno dlatego rejonowa przychodnia, w południowej porze jest pusta. Po obejrzeniu spuchniętej ręki i wysłuchaniu Ewy, że złamany palec nie rusza się i boli Ewa dostaje skierowanie do RTG.

Po kilku minutach czekania, dostaje do ręki zdjęcie RTG

Udajemy się z nim z powrotem do chirurga. Lekarz obejrzawszy zdjęcie stwierdził, że "jest lepiej" i wypisał skierowanie na: laser , wirówkę i magnetoterapię.

Pan doktor nie zgadza się pozować do zdjęcia, ale pozwala sfotografować się Ewie w gabinecie z zawsze uprzejmą panią pielęgniarką- rejestratorką z urologii.

Po weselu lodówka pusta, trzeba więc uzupełnić zapasy na Rynku Jeżyckim

W mojej młodości był to rynek, na który przyjeżdżali furmankami rolnicy z pod poznańskich wsi ze swoimi wyrobami. Dzisiaj rynek przypomina market, w którym wszystko można nabyć.

Na jednym ze straganów są kolorowe koszulki z napisem "cana". Dla nas, to nawet nie są podróby weselnego stroju. Te weselne były śnieżno białe i przypominały białą szatę, jaką symbolicznie nakłada się do chrztu niemowlakom. Miały wyhaftowany napis "Kana" i stronę http://www.chemin-neuf.pl
Gdy po zakończonych zakupach wracaliśmy do samochodu, okazało się, że zgubiłem parasolkę. Zajęty robieniem zdjęć pozostawiłem ją na którymś ze straganów. Znajdę czy nie znajdę? Jakaż była moja radość gdy na jednym ze straganów, widoczna na zdjęciu obok, sprzedawczyni podała mi zgubę.
Bóg zapłać miła Pani, jeszcze raz dziękuję. Gdy będę na Rynku Jeżyckim tylko od Pani będę kupował warzywa.

Brak komentarzy: