czwartek, 15 lipca 2010

Pielgrzymka

Wczorajszy dzionek rozpoczął się od wizyty w prywatnej przychodni. Podstawowe badanie krwi 10 zł , wizyta u lekarza 100 zł. Z pobraniem krwi mam niemiłe wspomnienia. Bardzo długo pobierano mi krew na leżąco, bym nie zemdlał. Ostatnio krew pobieraną mam na siedząco, ale nie patrzę na to, co się wokół mnie dzieje. Wracają mi wspomnienia sprzed laty, kiedy to poproszono mnie bym zaopiekował się małym chłopcem i zaprowadził go do laboratorium, by mu pobrano krew do badań. Widząc jak pielęgniarka kłuje chłopaka zemdlałem. Inaczej było tym razem. Ewa uśmiechała się do mnie, a ja zrobiłem jej trzy zdjęcia.
Wynik okazał się doskonały. Płytki krwi, które po chemii były dużo poniżej normy, po półtora roku wreszcie przekroczyły dolny próg.

Jaka jestem zadowolona, że udało mi się wczoraj tyle poprać powiedziała do mnie Ewa obudziwszy się przed chwilą dzisiejszego ranka. I rzeczywiście; robienie wielkiego prania, a za takie uchodzi u nas nie tylko pranie pościeli, ale i wełnianych kołder, wnętrza poduszek tzw."jaśków" oraz materacy, wymaga obecnie od niej wielkiego wysiłku. Odwirowane kołdry i materace schną zwykle dwa dni. I z tej to racji takie wielkie pranie odbywa się u nas raz, dwa razy do roku. Od szeregu już lat Ewa nie daje w zasadzie nic do czyszczenia chemicznego (wyjątek moje ubrania, które byłoby jej trudno doprasować). Pranie to jedna z nielicznych czynności, które są na jej głowie i do czego się nie mieszam. Od czasu choroby Ewy (glejaka mózgu sprzed 5 laty) do mnie należy jedynie powiesić "grube", ciężkie rzeczy i potem je sprzątnąć, a jeśli chodzi o kołdry, to jeszcze je powlec. Z poduszkami daje sobie radę sama.


A dzisiaj zatrzymam się na sprawach bieżących związanych z rehabilitacją ręki Ewy. Gips zdjęty, zdjęcie zrobione. Podobno kość się zrosła, ale ręka jest spuchnięta i paluch boli. Za namową lekarza chirurga załatwiamy w ramach NFZ w Centrum Rehabilitacji Z.P.C. "Glutenex" w Sadach od dzisiaj dziesięć kolejnych zabiegów.

Jako pierwszy wykonano Ewie naświetlanie miejsca schorzenia laserem. Zastanawiam się głośno czy przy jej głowie naświetlonej radioterapią, nie będzie ten laser dawał ubocznych skutków? Ale skoro lekarz przepisał, to praktykantka obsługująca urządzenie nic mądrego nie doradzi. Nie obyło się bez pomocy rejestratorki która pomogła uruchomić laser. Nic nie widać, a działa jak Duch święty myślę sobie robiąc Ewie zdjęcie przed drzwiami z żółtym trójkątem.

Obsługa Centrum pozwala mi pstrykać zdjęcia, a obsługująca Ewę praktykantka robi nam zdjęcie w tej niecodziennej scenerii i w takim twarzowym kostiumie kąpielowym.

Przez pół godziny bulgocąca woda masuje bolącą rękę małżonki.

Ostatni zabieg to magnetoterapia Złamana ręka spoczywa przez kilkanaście minut w białej dużej obręczy podłączonej do jakiejś szafki. To kolejne cuda z tym "pierścionkiem ślubnym".

W Centrum Rehabilitacji znajduje się dużo rozmaitego sprzętu, którego przeznaczenia mogę się tylko domyślać


Są też pułapki. To niewielkich rozmiarów progi wewnętrzne. Naliczyłem ich z prywatnym właścicielem obiektu aż pięć. Na dwóch z nich potknęła się Ewa. Zinwentaryzowałem je wszystkie.

Dziękując mi za zwróconą uwagę, właściciel obiecał, że przy najbliższym remoncie zlikwiduje progi, a póki co oznakuje je czarno-żółtą taśmą. Stwierdził , że mimo iż zakład działa od kilku lat, nikt nie zwrócił mu uwagi na te pułapki.


Pamiętasz co za święto mamy dzisiaj spytałem Ewę gdyśmy się rankiem obudzili? Matki Boskiej Szkaplerznej odpowiedziała. Nie! Matki Boskiej jest jutro w piątek. Dzisiaj przypada 600 lat od bitwy pod Grunwaldem. Gdy siły nam dopisywały, kiedy dzieci były małe, wychodziliśmy o tej porze z Kłobucka, by pieszo z modlitwą i pieśnią na ustach stanąć koło południa u Matki Jezusa na Jasnej Górze. Każdego roku między 6 a 15 lipca wspominamy te czasy łącząc się nie tylko wspomnieniami sprzed ćwierć wiecza ale i modlitwą z kolejnymi poznańskimi pielgrzymami podążającymi pieszo na Jasną Górę. Pierwszy raz uczestniczyłem z 11 letnim Kubą w 48 poznańskiej pielgrzymce przed 28 laty. To był swoisty rekonesans do tego, by już następnego 1983 roku, udać się całą pięcio osobową rodziną do Pani Jasnogórskiej. Najmłodszy nasz syn Łukasz miał wtedy półtora roku. Postaram się w swoim czasie zrobić reportaż z tej pielgrzymki, a może i kilku następnych, w których braliśmy udział całą rodziną.

Wracając do Grunwaldu, to wybraliśmy się na Pola Grunwaldzkie równo trzydzieści lat temu. Przebywaliśmy wtedy w tym zakątku Polski na trzytygodniowych wczasach w okolicach Augustowa, gdzie mieliśmy stałą metę wypadową. I te wakacje warto by było opisać, bo jest z nich zrobiony duży kolorowy album ze zdjęciami i nie tylko.

Brak komentarzy: