poniedziałek, 5 lipca 2010

Wesele w Kanie Prolog - albo Ja, albo dzwon

Powiedzcie jak się tutaj na weselu znaleźliście? Kto was zaprosił? Kto zaprotegował? Kogo znacie z obecnych? Dlaczego przyjechaliście z dzwonem? Co ten dzwon ma symbolizować? Czy chcecie go podarować?
Takie pytania stawiano nam po przyjeździe na Wesele.

A zaczęło się tak:

1 czerwca 2010 słucham w Radio Maryja katechezy. Jest na temat pojednania, głównie w
małżeństwie. Pojednanie to mój "konik" od lat. Słuchając robię notatki. Na koniec informacja. katechezę prowadził ks. Wojciech Skibicki wicerektor Wyższego Seminarium Duchownego w Elblągu. Zdążyłem zapisać imię i nazwisko, które wpisałem w wyszukiwarkę Google. Wyświetliła mi się Wspólnota Chemin Neuf, a głębiej zaproszenie na rekolekcje małżeńskie od 5-11 lipca 2010.

Jeszcze tego samego dnia wysyłam do Ks. Wojciecha meila, którego adres znalazłem na stronie z animatorami wspólnoty. Proszę o tekst autorski wygłoszonej przez radio katechezy by go zamieścić w oryginale na blogu i zadaję fundamentalne dla nas pytanie: czy tak stare osoby jak my (65 lat) biorą udział w rekolekcjach.

Odpowiedź przychodzi po tygodniu, to z racji uroczystości beatyfikacyjnej ks.Jerzego. Konferencja głoszona była na żywo , z głowy. Ks. Wojciech wyraża zgodę na opublikowanie tekstu, po który mogę się zgłosić do Radia Maryja. Jeśli chodzi o nasz wiek, to nie jest on żadną przeszkodą. Spotykałem już starsze małżeństwa pisze ks. Wojciech, zaznaczając, że będzie osobiście posługiwał w czasie tych rekolekcji.

Nie mogąc się doczekać odpowiedzi Ks. Wojciecha 5 czerwca piszę w blogu na podstawie moich notatek post pod takim samym tytułem jaki miała konferencja:"Komu potrzebne jest pojednanie"? Coś mnie jednak wstrzymuje z jego opublikowaniem. Gdy przychodzi pozytywna odpowiedź, podejmuję decyzję nie piszę prośby o oryginał do Radia Maryja, a publikuję swoje gotowe już omówienie.

Od następnego dnia pojawiają się pytania i komentarze, na które staram się odpowiadać, tak jak umiem. W następnych dniach loguję się na stronie Chamin Neuf i zgłaszam chęć udziału naszego małżeństwa w rekolekcjach.15.06 otrzymuję potwierdzenie dokonania zapisu, następnego dnia informację o wstępnym zarezerwowaniu pokoju i prośbę o dokonanie zaliczki., którą po ostatecznej konsultacji z Ewą wpłacam jeszcze tego samego dnia. 18.06 proszą mnie bym podał datę zawarcia małżeństwa. Odpowiadam odwrotnie podając datę zawarcia kontraktu cywilnego i sakramentu małżeństwa. Pytam też czy w Krzydlinie jest dzwonnica. Odpowiedź jaka nadeszła jeszcze tego samego dnia brzmi : "jeszcze tego nie wiem". Po tygodniu odbieram info o rekolekcjach. Na temat dzwonu ani słowa. 27 .06 skarżę się, że nie otrzymałem odpowiedzi czy zabrać dzwon czy nie, podając jednocześnie jego parametry? Odpowiedź przychodzi następnego dnia:

"Za dzwonnicę dziękujemy, nie będzie potrzebna...

Co do pościeli ...prosimy by kto może, zabrał swoją pościel.
Czy to wyjaśnia?"

Sprawa była jasna, ale odpowiedź zupełnie nie po mojej myśli. Przez tydzień, jaki pozostał do wyjazdu nie powiedziałem o tym meilu Ewie, bojąc się, że nie zgodzi się byśmy zabrali dzwon ze sobą. Ewa oczywiście meila przeczytała, ale nie dała poznać po sobie, że zna jego treść.

Ranek 5 lipiec dzień wyjazdu. Walizki w 90 % spakowane.
Mówię do Ewy ; To Ty kochanie dokończ pakowanie a ja podczepię do samochodu dzwon.
O nie! Jeśli chcesz zabrać dzwon to ja nie jadę.
Zamurowało mnie. Jak to nie jedziesz?
Albo Ja, albo dzwon. Wybieraj.
Ale dla czego ? Pytam.
Bo będzie trzeba jechać bardzo wolno.
To znaczy.
No, 40 km /godz.
Nie ma sprawy 200 km do przejechania , to po 5 godzinach jesteśmy na miejscu + 1 godzina postoju. Jest 7 rano to na 13,00 jesteśmy na miejscu przekonuję.
Ale ja nie pojadę, jak weźmiesz dzwon.
Powiedz o co Ci chodzi, próbuję zachować spokój.
Nie pojadę i koniec. I nie będę dyskutowała.
Czuję, że to nie przelewki i pytam wprost. Czytałaś meila organizatorów?
Tak. Masz tam czarno na białym napisane, że dzwonnica nie będzie potrzebna.
Podaję kilka przykładów, gdy organizatorzy nie chcieli dzwonu, a po fakcie dziękowali za jego udział. Ot chociażby w czasie niedawnej uroczystości 54 rocznicy Poznańskiego Czerwca 1956.
Nic Ją nie przekonuje.
Albo Ja, albo dzwon.
Wychodzę z domu i klękam przed Bożym Miłosierdziem.
Panie jeśli taka Twoja wola, to zostawię go w domu. To jasne, że Ewa i tydzień rekolekcji z nią, są dla mnie ważniejsze niż dzwon. Ale jeśłi Panie uważasz, że da się ogień w wodą połączyć, że da się Ewę z dzwonem połączyć, to pomóż mi znaleźć rozwiązanie. Nie wiem jak długo klęczałem, ale chyba niedługo. Gdy wstałem miałem gotowe kompromisowe rozwiązanie.

Oczywiście Ty jesteś dla mnie najważniejsza. Na rekolekcje jadę z Tobą i tylko z Tobą. Pozwól jednak, ze względu na moje zdrowie i swój spokój, że zabierzemy dzwon ze sobą. Nie na rekolekcje, ale ze sobą. Zostawimy go w pobliżu Krzydliny, u jakiegoś księdza na plebanii, albo w Krzydlinie u jakiegoś gospodarza. Niech tam stoi do czasu, aż się okaże, że albo jest potrzebny, albo do czasu powrotu do domu. Pomyśl, gdyby się okazało, że jest potrzebny to narazisz mnie na nocną samotną jazdę z Krzydliny do Baranowa po dzwon w trakcie rekolekcji. Czy to ma sens? To Ją przekonało. Po zjedzonym wspólnie śniadaniu i uzupełnieniu tego co zapomnieliśmy spakować ruszyliśmy oboje radośni w kierunku Leszna.

Nim wsiadła do samochodu musiałem jej obiecać jeszcze jedno: w czasie rekolekcji gdyby się okazało że dzwon się przyda to nie Ty będziesz dzwonił dzwonem, a dzwonienie pozostawisz do dyspozycji organizatorów. Przy takich ustępstwach z Jej strony przyjąłem ten warunek Jak jej obiecałem, tak też się stało. Była szczęśliwa podobnie jak ja, że dotrzymałem słowa.
A na zadzwonienie 3 razy tuż przed opuszczeniem Krzydliny po skończonych rekolekcjach dostałem zgodę.

Brak komentarzy: