sobota, 17 lipca 2010

Klima

Wczoraj spotkała nas wielka radość. Otrzymaliśmy dar od syna. Pierwsze jego sława jakie skierował do Ewy były : Jak ojciec zareagował? Pytając się, chodziło mu o to, czy potrafiłem godnie i z radością przyjąć dar serca. Doświadczamy tego na co dzień.
Ewa z legitymacją nr P -13502/10 wydaną 28.06.2010 przez Starostwo Powiatowe w Poznaniu na co dzień odbiera różnorakie dary ode mnie.
Czy można się przyzwyczaić do otrzymywania darów od współmałżonka? I tak i nie - odpowiem w skrócie.

Jeśli to jest ciągłe obdarowywanie się wzajemne, obdarowywanie się swoją osobą, swoim ja, prowadzi to do głębokiej komunii ze sobą. Jest to takie małe szczęście na ziemi, taki przedsionek nieba.

W tym obdarowywaniu się jest jeden aspekt, na który pragnę zwrócić uwagę. To sposób, forma, przeżycia jakie nam towarzyszą i jakimi się dzielimy z darczyńcą. Chodzi o to, czy jako darbiorca (tak to się fachowo nazywa) potrafimy przyjąć dar w taki sposób, aby był on miły dla dawcy (darczyńcy).
To wcale nie takie łatwe umieć przyjmować dary. Spotykam się z tym na co dzień, gdy obsługuję Ewę. Ręka w gipsie dodatkowo uwypukliła ten problem.

Każdy człowiek chce być z natury samowystarczalny. Jego fizyczna natura jest tak skonstruowana, że wszystko chce robić sam wokół swojej osoby: woli się sam najeść niż być jak pies z ręki karmiony, woli sam sobie kromkę chleba posmarować masłem niż na okrągło mieć ją posmarowaną lub prosić aby ją współmałżonek posmarował, woli sam nalać sobie szklankę picia niż prosić o nalanie płynu z prawie pełnej, dwu litrowej butelki stojącej na stole.

A takie ograniczenie lekarskie, nie pozwala Ewie nic dźwignąć powyżej 1 kg. Każda próba przekroczenia tego zakazu skutkuje u niej dużym, wiercącym, punktowym bólem głowy. Współżycie na co dzień z Ewą wymaga wobec tego wielkiej wrażliwości na jej potrzeby. Niekiedy pytam co Ci Kochanie potrzeba, ale o wiele większą mam radość z dawania, gdy bez pytania odkrywam jej potrzebę. To daje radość dawania i rodzi radość brania, która staje się naturalna i nie budzi oporu.

Sam po sobie wiem, Ze o wiele łatwiej potrafię dawać, niż otrzymywać. A szczególnie trudno jest otrzymywać coś, co wydaje się nam całkowicie zbyteczne, wręcz kłopotliwe. Przyjęcie takiego daru tylko dlatego, by sprawić tym przyjemność darczyńcy graniczy niekiedy z heroizmem. Po co mi to. To mi do życia niepotrzebne. Sprawisz mi tylko kłopot. Weź to sobie. Nie zawracaj mi głowy pierdołami. Nie rób sobie kłopotu. Mam już dwie takie książki, a tym mi trzecią, taką samą, dajesz w prezencie.

Podam taki przykład który mnie bardzo zabolał: Z okazji 50 lecia małżeństwa nosiłem się z zamiarem by zadzwonić jubilatom, na wesoło, moim POJEDNANIEM pięćdziesiąt razy. Zależało mi bardzo na tym, bo to i prawdziwy jubileusz i jubilaci zacni. Nim jednak spytałem zainteresowanych czy mogę im zadzwonić przed jubileuszową Mszą św. na którą byliśmy zaproszeni usłyszałem: "Tylko nie próbuj mi dzwonić". Z miejscowym proboszczem sprawę miałem uzgodnioną. Nie dosyć, że nie miał nic przeciwko, to jeszcze podkreślił, że pomysł jest dobry zwłaszcza, że to zacna i udzielająca się w parafii rodzina. Jubilat na wstępie wykluczył dzwonienie przed kościołem. Zaproponowałem wobec tego, że zadzwonię pod domem. I tu odmowa. Dlaczego? Nie, bo nie - usłyszałem.To wobec tego zadzwonię przed lokalem, gdzie będzie się odbywało przyjęcie jubileuszowe. Nie zgadzamy się. Dlaczego? Nie chcemy. Rozumiem nie chcecie rozgłosu. Po co inni mają wiedzieć. Nie chcemy sensacji.
Wobec tego stanę na sąsiedniej ulicy za narożnikiem, dzwon słychać na pół kilometra i tam będę dzwonił jak będziecie wracać z kościoła do domu. Nie będziecie go widzieć, tylko dźwięk będzie słychać.
Nie potrafili mego daru przyjąć.
Zrobili mi tym wielką przykrość. Gdy po miesiącu dzwoniłem już bez pytania na pogrzebie kogoś z ich rodziny byli mi bardzo wdzięczni.
Taką trudność w przyjmowaniu darów widzę niekiedy u Ewy, mówi ,że ją to obraża a nawet poniża. Po czasie jak przemyśli jest mi nawet wdzięczna.
To świadczy z jak wielką delikatnością należy sobą i swoimi pomysłami obdarowywać innych.
Mnie też trudno jest przyjmować prezenty, zwłaszcza jak to są drogie prezenty, jak choćby ten klimatyzator, który wczoraj zamontowano w naszym domu. Dwa dni wcześniej pytanie syna czy może nam sfinansować i założyć klimatyzator?
Nasza zgoda
A wczoraj wykonanie.
Skoro w jego sercu zrodziła się taka potrzeba ulżenia w te okropne upały rodzicom, to nie mogę robić fanaberii i wymawiać się czymkolwiek. Przeciwnie, muszę zrobić wszystko, aby pozwolić się uszczęśliwić.



A może to On natchnął mego syna do zrobienia dobrego uczynku? Może to synowskie dziękczynienie za szczególnie intensywną weselną modlitwę za Synową i za Niego?