Rano jedziemy na rehabilitację ręki. Opisałem ją szczegółowo w poście "Pielgrzymka" z 22.07.10
Z centrum rehabilitacji po rozmowie z obsługą wyjeżdżamy z przeświadczeniem, że trzeba nogi poddać rehabilitacji. Tak nie może być, by wejście z jezdni na chodnik, przy wysokim krawężniku, stanowiło barierę nie do pokonania. Jedziemy wobec tego do kolejnego centrum, ale onkologii . Ale nam się porobiło: same centra, a gdzie te obrzeża? Te przygody godne opisania umieszczę w oddzielnym następnym poście: "Peruka" z 27.07.10.


Mnie zaciekawiła zabawa z łukiem. Odezwały się moje atawistyczne ciągoty do polowań. Oczywiście wyżyć się mogłem strzelając z łuku. Huku, huku Jurek strzela z łuku. W rozegranych zawodach uplasowałem się w ścisłej czołówce Eks-equo pierwsze miejsce z synem. 34 punkty na 50 możliwych i wszystkie 10 strzał w tarczy, to podobno doskonały wynik. Wnuki strzelające na co dzień, zostały z tyłu. Te dwa zdjęcia kazałem sobie zrobić po odpaleniu 20 strzał. Niestety jedna strzała,którą trzymam w ręku poszybowała poza tarczę.








Pierwszy raz w życiu mam stanąć na dece. Tato, to zupełnie tak samo jakbyś jechał na jednej narcie mając drugą w powietrzu. Dobrze, ale ja tak jeżdżę tuż przed upadkiem, zwykle mam dwie narty na śniegu. No to taki snowbord tyle, że deska jest szersza i łatwiej się na niej utrzymać. Gadaj sobie, a mnie w wodzie pot zalewa. Na to syn. To tylko woda, bo to jest kombinezon pół mokry i woda ta się ogrzeje do temperatury ciała i będzie chronić przed szokiem termicznym. Młody myślę sobie, wdrapując się na chybocącą się na wodzie deskę, na wszystko znajdzie uzasadnienie. Ja ją przytrzymam, by się tacie nie kołysała.


Zanim się wyprostowałem, to już fiknąłem kozła i na powrót znalazłem się w wodzie. Trudno po raz drugi dostaję instrukcję, jak się mam zachować na wodzie od Tego którego przed laty uczyłem pływać, a teraz mi się wymądrza jak stanąć na desce. A bo to ja nie stawałem w kajaku? jak trzeba to i na tym obłym podłożu stanę, tylko proszę mi wypuścić kil do wody.


Zostawił mnie samego. Podniosłem ostrożnie żagiel i popłynąłem na środek jeziora.
Syn wrócił po kajak i z kajaka mi dawał nauki, jak operować żaglem. Udało mi się przepłynąć prawie na drugi brzeg. Niezwyczajne ręce i nogi odmówiły w końcu posłuszeństwa. Kilka razy wpadłem do wody, Gdy przyszło wracać z wiatrem po dwóch próbach poddałem się. Syn kazał mi się położyć na brzuchu, na przodzie deski i chwycić się jego kajaka. I tak powoli zaholował mnie do przystani.




Kawą na kamiennej ławeczce zakończył się nasz pobyt nad jeziorem u rodziny.


W powrotnej drodze odwiedziliśmy bratową i brata. Bratowa bardzo lubi kwiaty i upiększa nimi swój niewielkich rozmiarów ogródek.


Brak komentarzy:
Prześlij komentarz