wtorek, 5 stycznia 2010

Taize - jestem tu służbowo

1 styczeń 2010 roku

Po obiedzie, którego zaserwowałem moim gościom z Taize, zabieram ich do Poznania na spotkanie na teren MTP, do hali nr 5. Dzisiejsze spotkania , animowane przez braci z Taize, mają być okazją do zastanowienia się nad inicjatywami lokalnymi, aby kontynuować „pielgrzymkę zaufania” po powrocie do domu. Odbywają się w grupach narodowych lub regionalnych zarówno w halach na terenie targów poznańskich jak i w kościołach (np. Francuzi spotkali się w kościele pw. Jana Kantego - ich zachowanie zdaniem wujka Ewy daleko odbiegało od sakrum w jakim im przyszło przebywać).

Wyludnione ulice Poznania sprawiają, że pod halą 15 gdzie na parterze mieści się wielojęzyczna informacja i księgarnia Taize jesteśmy przed 15:00. Dzisiaj jest w niej stosunkowo luźno, można obejrzeć ofertę wydawniczą i kupić suweniry. Kupuję tylko cztery pocztówki i większą ilość okolicznościowych polskich znaczków pocztowych z Bożym Narodzeniem. Na piętro gdzie jest sala ciszy wybiorę się po spotkaniu.

Hala nr 5 tak jak w poprzednich dniach, gdy do niej wchodzę jest do połowy zapełniona młodymi. Tym razem są w niej tylko Polacy. Na podium przy mikrofonie stoi brat Marek, obok siedzą ks. arcybiskup Stanisław Gądecki i bp. Henryk Tomasik.
Tym razem siadam w lewym narożniku sektora . Jest cały już zapełniony. Za sobą mam poprzeczną 3 m szerokości drogę, a z lewej jednego faceta i podobną 3 m szerokości drogę prowadzącą do ołtarza i krzyża na ścianie frontowej. Z prawej zwarty szereg siedzących przy linii osób należących do tej samej „paczki”.

Zagaduję siedzącego samotnie faceta z lewej. Mówię mu, że przyjechałem spod Poznania z gośćmi, których nocuję u siebie i głośno ubolewam że w pośpiechu zapomniałem wziąć aparat fotograficzny . Delikatnie mnie zagaduje o moje wrażenia z goszczenia uczestników spotkania. Mówię, że jestem bardzo z nich zadowolony. Że potrafimy się nawzajem ubogacić. Jestem pod wrażeniem wczorajszej sylwestrowej modlitwy o pokój na świecie w parafii oraz „święta narodów”. W pewnej chwili gdy zacząłem opowieść o wczorajszej nocy sylwestrowej zagadnąłem go dlaczego siedzi taki sam?

Jestem tu służbowo odpowiedział i w tym momencie otworzył niewielką czarną torbę leżącą między nami i wyjął z niej mikrofon i aparat fotograficzny. Jestem dziennikarzem z Lublina. Spojrzałem na mikrofon Radio 87,9 FM www.radioer.pl . Spytał, czy zechcę mu udzielić wywiadu. Zgodziłem się. Proszę wobec tego mówić dalej. Rozpocząłem od 12 gongów dzwonu Pojednanie obwieszczającego nowy 2010 rok. Powiedziałem mu jak to z Karolem wtoczyliśmy go wcześniej przed betlejemski żłóbek do kościoła. Potem krótko o święcie narodów i na końcu o puzzlach prezentach, które przygotowałem dla młodych z Taize. Chciałem mu jeszcze opowiedzieć o krzyżu i Bożym Miłosierdziu, ale prosił bym zamilkł bo musi nagrywać spotkanie.

Rozpoczynamy od kolędy a potem zasadnicze pytanie brata Marka skierowane do wszystkich: „Jak odzyskać odwagę, by pociągnąć młodych. Bóg wzywa nas byśmy przemieniali świat z wielką pokorą, ale i determinacją.
Andrzej z Poznania zastanawia się przed mikrofonem: jak dać z siebie więcej? Wystąpienie kończy stwierdzeniem, że wielu odnalazło swoje miejsce w Kościele.
Holenderka, która mieszkała u pani Basi na terenie naszej parafii zaprasza młodych Polaków do rewizyty za rok w Rotterdamie.
Ks. Robert, diecezjalny duszpasterz młodzieży dziękuje 160 parafiom, które żyją tempem młodzieżowym. Owoce można było spotkać już wcześniej przed przyjazdem młodych do Poznania. „Ludzie znaleźli sposób, by dobrać się do Pana Boga „ zakończył swoje wystąpienie.
Ania i Paulina dwie dziewczyny z Rzeszowa opowiadały o swoich przygotowaniach do Taize.
Grupa z Bielan mówiła jak szuka Boga.
Siostra Agata „Ta to się na pewno modli” powiedziano o niej gdy modliła się w intencji owoców tego spotkania.
Szczepan wystąpił ze swoją pięcio osobową rodziną. Mówił o przyjmowaniu gości i radości płynącej z możliwości przyjmowania gości. Stwierdził, że radość dzielona z innymi, to radość po wielokroć pomnożona.

Ks. arcybiskup Stanisław Gądecki dziękował:
-bratu Alojzowi (naznaczonemu przez br. Rogera już 25 lat wcześniej na jego następcę)
-całej wspólnocie braci z Taize a szczególnie obecnemu na sali bratu Markowi, którego nazwał apostołem – przekazicielem Taize
-wszystkim wolontariuszom w liczbie 1500 osób
-siostrom zakonnym przybyłym na spotkanie, które poprosił o powstanie i pokazanie się (wg mojej oceny było ich około 0,5 tysiąca) , „bo która to siostra, gdy ma okazję, to nie ucieka z domu zakonnego”.
-Przybyłym z młodzieżą 200 kapłanom, a szczególnie tym dyżurującym , świadczącym sakrament pojednania na sali ciszy.
-Rodzinom przyjmującym gości. Zauważył, że rozmieszczenie gości po domach spowodowało, że całe zgromadzenie nie liczyło 30 tysięcy, ale 90 tysięcy zaangażowanych. To nie kongres klimatyczny – gdzie całodzienne obrady kończyły się przejściem do hotelu. Was rozśpiewanych było widać w całym Poznaniu, w komunikacji miejskiej w której śpiewaliście kolędy. Dziękuję. Kto został źle wykarmiony, źle przyjęty, otruty proszę ręka w górę. Nie widzę.(śmiech na sali).
-Władzom miejskim i wszystkim służbom porządkowym, komunalnym, służbom medycznym, całemu zabezpieczeniu.
-I na koniec samym obecnym, którzy przyjęli zaproszenie i tu przyjechali.
W tym miejscu ks. Arcybiskup nawiązał do tematu obecnego spotkania „odzyskać odwagę” . Pytanie o odwagę?
Gdy apostołowie byli zamknięci w Wieczerniku, trzeba było im uświadomić, że Chrystus żyje. Że Chrystus prawdziwie zmartwychwstał. Wynieście stąd taką wiarę. Pozdrówcie swoich rodziców, że Was wsparli i nie przeszkodzili w przyjeździe do Poznania.

Na koniec brat Marek podziękował ks. Arcybiskupowi, opowiadając historię jak to od lat zabiegał u braci by odbyć spotkanie w Poznaniu i zaintonował kolędę: „Pójdźmy wszyscy do stajenki” którą sala gromkim śpiewem na stojąco podchwyciła.

Sąsiad spakował mikrofon i aparat fotograficzny którym robił służbowe zdjęcia w czasie całego spotkania. Chciałem mu zrobić zdjęcie jego aparatem. Nie doszło do tego, widać nie chciał by jego wizerunek ukazał się na moim blogu. Wymieniliśmy się informacjami. Ja dałem mu adres meilowy i na blog a on w zamian praktyczny dziennikarski wykład na temat art.81 ust 1 ustawy o ochronie danych osobowych. Uścisnowszy sobie dłonie nim się rozstaliśmy obiecał przysłać zdjęcia do dzisiejszego postu.

Do kolacji którą wydają w hali nr 7a pozostało jeszcze nieco czasu . Pod halą ogromna ciężarówka. Obserwuję jej sprawny rozładunek przez wolontariuszy to paczki z posiłkami
na dzisiejszą kolację oraz suchy prowiant na jutrzejszy dzień wyjazdu.
Liczę ogromne 250 litrowe plastikowe pojemniki na odpadki. Są puste i czyste po wczorajszym dniu. Jest ich zdecydowanie więcej niż dwanaście ewangelicznych koszy na ułomki. Widocznie tyle potrzeba dla 30 tysięcznej rzeszy myślę sobie. Dwie grupy wolontariuszy rozpoczynają zwoływanie pierwszych gości na kolację. Dwa szpalery młodych roześmianych ludzi zachęca gestami rąk do wejścia do środka na posiłek. Nie wchodzę, nie mam akredytacji, Nikogo nikt nie sprawdza, kto głodny mógłby się ze spokojem najeść.

Głodny strawy duchowej idę do hali nr 15. Na parterze wokół książek jeszcze tłok. Każdy chce coś kupić przed wyjazdem. Idę szerokimi schodami na piętro. Ogromnych rozmiarów hall a w środku sala. Sala ciszy. Cicho jest nie tylko wewnątrz sali. Na zewnątrz pod ścianami siedzą młodzi ludzie jest ich sporo. Niektórzy przysypiają po wczorajszym sylwestrze, Jest tu ciepło i co poniektórych zmogło. Niektórzy szeptem rozmawiają. W drzwiach do sali ciszy witają wchodzących „anioły”. W rękach trzymają plakaty a na nich przekreślony na czerwono aparat fotograficzny. Nie zabrałem dzisiaj aparatu, a więc nie muszę w tej sprawie modlić się dzisiaj do św. Michała Archanioła.

Wchodzę do środka. Półmrok w kolorze Taize. Na ścianie frontowej duży krzyż z lewej obraz Matki Boskiej z Taize. Dokładnie taki sam jak na wcześniej kupionej pocztówce. Z prawej ikona w stylu Taize. Cały środek to wielkie koczowisko. Najwięcej tych co siedzą w kucki. Z przodu w pobliżu krzyża kila osób leżących krzyżem. Na całej sali kilkanaście osób na klęczkach. Nim siadłem w kucki w pobliżu osoby leżącej krzyżem rozglądam się po sali. Pod ścianami krzesła. Nie licząc frontowej to trzy ściany pojednań z Bogiem. Od 11:00 do 18:00 a pewno i dłużej każdego dnia siedzi (bo ile godzin można siedzieć) lub stoi nie pięciu, nie dziesięciu, nie dwudziestu, a chwilami trzydziestu kapłanów spowiedników.
Tu rozgrywa się batalia o dusze ludzkie. Tu kapłańska stuła wiąże z Bogiem poszarpane sprawy ludzkie. Gdy jedna osoba odchodzi od ściany pojednań na środek sali ciszy inna wstaje z niskiej ławeczki oddzielającej wnętrze sali od strefy szeptu i podchodzi do jednego z 25 kapłanów. Tylu ich spowiadających we wszystkich językach świata (informują o tym napisy na ścianach ) na tę chwilę tyle naliczyłem.

Po chwili medytacji w kucki przyjmuję pozycję klęczącą . Odmawiam koronkę do Bożego Miłosierdzia w wiadomych mi stałych intencjach. Ta rzeka Bożego Miłosierdzia opływa całą salę ciszy. „Anioły” chodzą po niej tanecznym krokiem z przekreślonymi aparatami fotograficznymi. Nikomu do głowy nie przychodzi by robić Bogu zdjęcia w ludzkich twarzach. Ale szatan i tu próbuje się zakraść.

Gdy leżący krzyżem młody człowiek odrywa twarz od podłogi spoglądam na jego oblicze. To ten, co jest tu służbowo. Wygląda na to, że ciężki krzyż codzienności niesie na swoich ramionach, myślę sobie kończąc „Pod Twoją obronę”. Po chwili podnosi się i opuszcza salę ciszy. Spotykamy się w drzwiach wyjściowych. Proponuje byśmy siedli w zewnętrznym hallu pod jedną ze ścian. Godzę się bez oporów.

Na imię mam Marian. To imię nadali mi dziadkowie przy chrzcie św. Dlaczego nie rodzice – chciałem się zapytać? Marian to od Maryi. Tylko taką Boską Matkę mam. Ta która mnie urodziła podrzuciła mnie dziadkom, gdy miałem kilka lat. Wychowywali mnie dziadkowie. Na wniosek szkoły, do której mnie posłali, sąd nadał im prawa rodzicielskie. Gdy doszedłem do pełnoletności przyjąłem ich nazwisko. Rodzona matka mnie się wyparła, to i ja się jej wyparłem. Przez całe życie dziadków traktowałem jak rodziców i oni mnie traktowali jak syna. Kochałem ich bardzo. Gdy dwadzieścia lat temu zmarł dziadek, pozostała mi tylko babcia, którą dzisiejszego dnia, w wieku 91 lat Pan powołał do siebie nad ranem. Nie miałem ochoty odwołać delegacji. Nie miałem siły siedzieć w pustym domu. Opiekowałem się nią przez ostatnie cztery lata po zwichnięciu stawu biodrowego. Przez ostatni rok leżała obłożnie chora. Pan myśli, że ...sława do niej zajrzała przed śmiercią? Nie widziały się z babcią od pogrzebu dziadka. Leżałem krzyżem i czekałem na znak od Matki Boskiej czy mam ją zawiadomić o śmierci babci (jej matki), czy nie? Dam nekrolog w lokalnej gazecie, tak by ukazał się w dniu pogrzebu. Zobaczymy czy przyjdzie na pogrzeb - zakończył opowieść.

Podziękowałem mu za zwierzenie, spieszył się na pociąg by na rano wrócić do Lublina. Wróciłem na salę ciszy.

Ps: Na pogrzebie było 10 osób. Oprócz Mariana, lekarza opiekującego się babcią byli tylko znajomi. Gdy mu powiedziałem, że chcę zadzwonić Pojednaniem na pogrzebie, zgodził się. Byliśmy razem z Ewą pożegnać staruszkę. Znałem ją tylko z jego opowieści. Pojechałem na cmentarz dla Niego. Komunię św. z żoną przyjęliśmy w intencji zmarłej. Mimo, że to okres świąteczny, tylko jeszcze jedna młoda osoba przyjęła Ciało Pańskie. Gdy mini kondukt ruszył za trumną pociągnąłem za sznurek. Pojednanie stojące w pobliżu pustej mogiły, za płotem cmentarnym, wydało swój głęboki dźwięk. Kolejne pojedyncze gongi były coraz lepiej słyszalne.

Nad trumną złożoną w grobie ułożono metalową siatkę, a na niej tylko jeden wieniec od Mariana. Jeden, a jakże cenny dla zmarłej. Przekonałem się o tym, dzwoniąc po odejściu księdza nad mogiłą nad którą stał Marian. Gdy skończyłem dzwonienie podszedł do mnie i powiedział jedno słowo: Dziękuję. Reszta uwięzła mu w gardle. Nie miałem czasu czekać, aż grabarze usypią ziemną mogiłę, by ją z tym jednym, jedynym wieńcem sfotografować.

Ten post miał być widocznie do końca bez zdjęć

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Przykład Mariana, delegacja na spotkanie Taize, " " "przypadkowe"spotkanie Jerzego, ,śmierć jego babci, wieniec, dzwon Pojednanie, jest przykładem,jak pogmatwane jest życie ludzkie.Ale nic nie dzieje się bez woli Boga, myślę że Marian w Nim znajdzie siłę i drogę. T o m e k .

Patka pisze...

Niech cudowna,dzielna,babcia spoczywa w pokoju wiecznym