niedziela, 10 stycznia 2010

Ścieżki do Pana

Padający przez całą noc śnieg zasypał pomnikowe schody, otulając Chrystusowy cokół białą pierzyną. Śniegowy napis „Jezu ufam Tobie” na Placu Pojednań zadeptały wcześniej dzieci ciągnące saneczki by pojeździć na skarpie prowadzącej do nie do końca zamarzniętego jeszcze jeziora. Dzisiejszego ranka przyszło mi kolejny raz od nowa znaleźć drogę do Ciebie Panie. Nie powiem by mi to przychodziło z trudem. Musiałem sobie od nowa odśnieżyć ścieżki do Ciebie. Wąskie, bo wąskie, ale w miarę proste kończą się na poręczach. A dalej , dalej już tyko śniegowa pustynia. I Ty....

Na obiad przyjechała szóstka wnuków z rodzicami. Nie widzieliśmy się w takim komplecie od wigilii. Brakowało mi ich obecności w tym okresie świątecznym. Podałem pomidorową i ogórkową oraz trzy rodzaje mięsa, pieczonego z ziemniakami i sosem pieczeniowym, surówkę z marchwi, gotowaną brukselkę, i na zimno buraczki z chrzanem. Całe szczęście, że był taki wybór, bo każdy mógł znaleźć coś dla siebie. Z ilością też trafiłem w dziesiątkę, bo resztek wystarczy w sam raz na jeden obiad dla nas obojga.

Odśnieżyłeś mi synu wokół domu i nie tylko. Poszerzyłeś jedną ze ścieżek prowadzących do Pana i najważniejsze wyciąłeś na placu duży krzyż, a najmłodsze wnuki, idąc w Twoje ślady, wypełniły jego wnętrze treścią.

Kocham Was wszystkich za to lodowe serce ułożone na zwieńczeniu ramion. Tulę Was wszystkich od swojego serca.




Było mi przykro jak usłyszałam, że dla dziadka ważniejsze jest pisanie na blogu, niż pójście na pływalnię na zawody, w których wnuczka występuje. Pochwaliła mi się brązowym medalem, a ja przyznałem jej rację stwierdzając publicznie, że do końca życia uczę się miłości do najbliższych. Nie opuściłem za to, występów kolędowych Modraków po Mszy św. w uroczystość Objawienia Pańskiego.


Jeden siadł za kierownicą, drugi z aparatem w bagażniku z otwartą klapą, mnie przypadło miejsce na pierwszych sankach. Każde z wnuków chciało jechać na tych ostatnich, szóstych, gdzie najbardziej rzuca na zakrętach. Jechaliśmy polnymi drogami. Tymi samymi gdzie przed trzydziestu laty ja ich ciągnąłem z Ewą Syrenką na sankach. Te same drogi, te same ścieżki. Czy i cel do którego wiodą będzie identyczny?

Przyszli ministranci, poczekajcie aniołki, aż uprzątniemy swoje mieszkanie, nie jesteśmy jeszcze gotowi na przyjęcie Pana. Ale Pan może przyjść znienacka. Szukacie go w internecie? On już dzisiaj puka do waszych drzwi. Nie musicie zdejmować krzyża ze ściany. Kto to widział kolędę bez krzyża? Proszę przeprosić dziadka, że nie odpowiedziałem na głos jego Pojednania. Po prostu zapomniałem.

Dostałem meila od wrocławianki pisze, że Jest jej bardzo ciężko i funkcjonuje tylko dzięki środkom, które ułatwiają chęć do życia. Od roku nie potrafi już nic napisać i dziękuje, że byliśmy z nią w tamtych ciężkich chwilach. Nie miałem okazji zadzwonić jej tatusiowi na pogrzebie. Chorował tak jak Ewa od dłuższego czasu na glejaka i zdaje mi się, że nie miał okazji pojednać się przed śmiercią z Bogiem. Jakże trudno jest żyć negując zmartwychwstanie Chrystusa, jego odkupieńczą śmierć i zmartwychwstanie naszych śmiertelnych ciał.

Dzisiejszy poniedziałkowy różaniec poświęciłem w intencji jej tatusia i pana Tadeusza. Dzień przed niespodziewaną dla nikogo śmiercią skontaktował się ze mną w sprawie rozliczenia rocznego za 2009 rok. Czy zdążył się rozliczyć z Panem ? Nie wiem. Panie przyjmij ich do Królestwa Twego.

Gdy za komuny chowano wojskowego, jego pochówek odbywał się na koszt państwa o ile rodzina rezygnowała z udziału księdza w ceremonii pogrzebowej. W kondukcie niesiono ma poduszkach medale i odznaczenia (jak był szeregowcem i nie miał, to dostawał pośmiertnie by było co nieść) . Nad grobem stała drużyna, pluton, a gdy to była "szycha" cała kompania honorowa. Były salwy honorowe i ktoś czytał zasługi dla armii i szlak bojowy zwykle od Lenino do Berlina. Grała trąbka czytany był specjalny rozkaz, często z awansem na wyższy stopień. Była stypa, a jakże na koszt państwa zwykle w jednostce wojskowej. Tobie Macieju wystarczyła bardzo uroczysta Msza św. w kaplicy cmentarnej z piękną homilią naszego ks. Proboszcza i głos mojego Pojednania.
Panie miej miłosierdzie nad Nim i nad jego rodziną. Ukój ból rozstania, pociesz strapionych.

Ile można było z sobą gadać? Okazało się że można i to bardzo długo. Ewa była w wyjątkowej formie i jak kiedyś zabawiała gościa rozmową, a nie tylko biernie słuchała co Benia ma do powiedzenia.
Tematem rozmowy były najrozmaitsze "ścieżki do Pana" znanych nam osób. Wzbogaceni rozmową rozstaliśmy się wieczorem.

Brak komentarzy: