sobota, 6 lutego 2010

Pierwszy Piątek i Pierwsza Sobota m-ca

Na moje pytanie skierowane do Ewy w czasie południowego spaceru, na którą godzinę wybierzemy się dzisia, przy pierwszym piątku, do kościoła, Ewa odpowiedziała, że udamy się wieczorem do naszej parafii.

Dzisiejszy spacer zaproponowałem wyjątkowo w południe. Pani Wanda zobowiązała się obsługiwać klientów,
miałem wobec tego 1 godzinę czasu by ją całkowicie poświęcić Ewie. Na dworze był niewielki mróz i piękne słoneczko. Wybraliśmy się wobec tego nad jezioro, pokryte grubą warstwą lodu i śniegu. Wędkarze, jak co roku, rozsiedli się na lodzie, nad przeręblami, w których moczyli pewno skutecznie kije. Po godzinie Ewa wróciła do domu zmęczona, aczkolwiek szczęśliwa. I o to mi chodziło. Ale jej się nie najlepiej chodziło. Pochwaliła się spotkanym sąsiadkom, że uczy się jak dziecko chodzić. Musi być jej bardzo przykro mówiąc obcym o swoich niedomogach, ale jej powłóczysty bardzo krótki krok rzuca się każdemu w oczy.

Przed trzecią wpada pani Wanda. Ma dzisiaj kolędę, a po przeprowadzce nie może w kartonach znaleźć kropidła. Dziwi się trochę, że dzisiaj kolęda (będzie jeszcze do 9 lutego) rozpoczyna się o 15:00. Tłumaczę jej, że ksiądz ma dzisiaj przed południem odwiedziny chorych, a wieczorem spowiedź pierwszo piątkową (z udziałem obcego kapłana) i o 18:30 Mszę św. stąd tak wczesna pora kolędy.

My mieliśmy kolędę w ubiegłą środę (27 stycznia). Ks. Proboszcz rozpoczął ją od naszego domu, jako ostatniego położonego przy ul. Przemysława, kierując się ku początkowi ulicy.

Zadałem mu pytanie co sądzi o naszej propozycji zmiany adresu. Nie miał nic przeciwko temu, godząc się na długą nazwę: "Plac Pojednań przed Bożym Miłosierdziem" tylko prosił, bym nie próbował nikomu z sąsiadów narzucać zmiany adresu.




Przy okazji kolędy prosiliśmy ministrantów, by zrobili nam kilka zdjęć z ks. Andrzejem.

Wróćmy do piątkowego popołudnia. Na godzinę 16:00 zamówieni byliśmy u pana Sławomira na rehabilitację.
Poprosił by Ewa zdjęła spódnicę, a halkę schowała w rajstopy. Po przeprowadzeniu wywiadu na temat NIE kręcenia ósemek przez Ewę, trochę się zmartwił. Wypytał o spacery - tu pochwalił spacery zwłaszcza po śniegu i śliskiej nawierzchni. Lepiej krótszy spacer, ale po trudniejszej nawierzchni podsumował.

Ewa pochwaliła się z chodzenia z tacą po schodach bez użycia poręczy. Stwierdził, że jej mózg ma bogate, jak na jej wiek możliwości - co ją bardzo ucieszyło, a wnukom, jeśli potrafią się na chybotku utrzymać stojąc na nim dwoma nogami ma zadać zrobienie jaskółki. Jeśli ją zrobią jeszcze z zamkniętymi oczyma, to mają zdany praktyczny egzamin do szkoły cyrkowej.

Rozpoczynamy od wejścia na dwa chybotki. Oczywiście będę panią trzymał w tym czasie za obie ręce mówi pan Sławomir.


Teraz podam pani tylko jedną rękę. Proszę balansować obciążając raz jedną, raz rdrugą nogę, jak przy chodzeniu na nierównej śniegowej nawierzchni.


A teraz spróbujemy to samo, ale proszę trzymać się tyko jednym paluszkiem. Proszę , proszę jakie pani ma możliwości.

Powtórzymy to samo, tylko z prawą nogą wyciągniętą do przodu. Widzę że sobie pani doskonale radzi, na dwóch kapelusikach



Spróbujemy wobec tego zamknąć oczy i czynić to co poprzednio. Ależ mi wszystko mi jeździ, za chwilę upadnę. Proszę mnie podtrzymać.

Prawą nogę proszę wobec tego docisnąć mocno do chybotka

Lewej nogi nie odrywamy od chybotka, przytrzymujemy go całą stopą, a nie tylko palcami.

Proszę się puścić będę trzymał panią za kolano

Na prawdę proszę się nie obawiać i proszę się puścić, będzie pani trzyma oburącz za kolano

Nic nie zapowiadało mojego upadku, który nastąpił za chwilę. Naciskany palcami lewej nogi chybotek wysunął się spod mojej stopy a ja straciłam równowagę waląc się na podłogę. Przy upadku cały ciężar ciała skupił się na jednym miejscu, na kości ogonowej.

Upadek był niezwykle bolesny. Ból dał mi dopiero popalić po jakimś czasie. Całe szczęście że na d .... siniaki się nie robią. Pan Slawomir w pierwszej chwili próbował mnie podnieść podając mi obie ręce.

Po momencie stwierdził, że to najlepsza okazja by ją wykorzystać i dać mi lekcję podnoszenia się z ziemi. Nie na dużo się zdała, mam trochę wprawy z dźwigania się z tego poziomu.


Trzymając się ramienia jeszcze raz mam wykonać to samo ćwiczenie. Jest taka zasada w rehabilitacji, że każde nieudane ćwiczenie koniecznie należy powtórzyć, aby nie pozostawało w mózgu wrażenie porażki.

Wykrok prawą w bok z ubezpieczeniem przez pana Sławomira od tyłu.

Teraz trochę dla relaksu mam kręcić ósemki

Trzymana za obie ręce daję sobie z nimi radę Przypomina mi to kręcenie ósemek motorem w czasie nauki na prawie jazdy.

Kolejne ósemki lewą nogą kręcę coraz to szybciej

Lewa kręcąca szybko ósemki

A teraz proszę stanąć na lewej nodze i rozpocząć kręcenie ósemek prawą nogą

Udaje mi się spuścić palce prawej nogi wyraźnie w dół i wdzięcznie kręcić kółka nad podłogą.

Ostatnie ósemki na dużym stabilniejszym kapeluszu i przechodzimy do ostatniego ćwiczenia





Prawą proszę nie oderwać od podłoża, a lewą zrobić wykrok pod kątem 45 stopni następując na kapelusik

Kolejny wykrok lewą z mocnym dociśnięciem stopy do chybotka


No to koniec tej męczarni




A to Jurek, który próbuje zrobić jaskółkę stając jedną nogą na chybotku.










Po rehabilitacji jedziemy do Tomka. Od tygodnia siedzi sam w domu. Bratowa pojechała z odwiedzinami do Anglii, do dwójki dzieci tam dorabiających się. Tomek nie chce robić sobie kłopotów ze zmianą adresu swojej działki.
Na wieczorną Mszę św. ,odprawioną przez ks. Andrzeja pallotyna, jedziemy samochodem.
Dusza czysta to i ciało musi być czyste stwierdza Ewa i wskakuje do wanny z ciepłą wodą. Zawsze lubiła ciepłe kąpiele ale przez ostatnie lata myła się tylko pod prysznicem, bojąc się, że nie będzie potrafiła wstać w wannie. Od tego roku najpierw z moją pomocą, a teraz tylko z asekuracją kąpie się w wannie.
Po kąpieli ja siadam do pisania podsumowania wczorajszego zebrania (poprzedniego postu), a ona ogląda w poraniku TV.
W pewnej chwili podchodzi do mnie, całuje w łysinę i prosi byśmy zatańczyli. Włączam ciszę i tak jak dawniej próbujemy wirować. Wolniej prosi, bo mi się zakręci w głowie. Gdy się zmęczyła po kilku kawałkach proponuje byśmy poszli spać. Jest po 23:00.
Ubieram się ciepło i idę na chwilę na plac. Ona, jak to ma w zwyczaju, staje w zamkniętym kuchennym oknie i oboje pojednani z sobą, mimo że rozdzieleni jak na razie jeszcze jezdnią ulicy Przemysława, jednamy się we wspólnej modlitwie zanoszonej do Chrystusa Miłosiernego.
Po kilkunastu minutach zasypia wtulona we mnie "w dołku".

Pierwsza sobota m-ca. Jadę do Poznania na 6:30 do ks. ks. pallotynów na Mszę św.
"Naucz nas Panie mądrych ustaw Twoich", to jedno zdanie kilkakrotnie powtarzane przez wiernych zdołałem zapamiętać z całej dzisiejszej Mszy św. Czyżby zboczenie zawodowe?
Po głowie chodził mi Chrystus Miłosierny, który każdego dnia gdy tylko zgasną uliczne latarnie staje na naszym domu odbijającym się w gładzi pomnika. Zjawisko to zobaczyć można tylko klękając przy poręczy "ze siostrą Faustyną" z napisem Jezu Ufam Tobie. Z tą sprawą jest trochę tak jak z wiarą. Rozum prawa fizyki podpowiadają, że jest to możliwe, całkowicie wytłumaczalne. A jak trudno niektórych przekonać, że tak jest. Co ja piszę? jak trudno mi samemu uwierzyć że On i w nocy stoi na naszym i Waszym domu, mimo, że tego nie widzę, że On jest w każdej chwili z nami i z Wami, że On jest w nas wszystkich.
Zrozumiałem w tym momencie krytykę, a może i żal, gdy jedna z parafianek na przedwczorajszym zebraniu sołeckim, krytykując mój pomysł zmiany adresu powiedziała z zazdrością: "Każdy by tak chciał zmienić sobie adres. Jak wtedy poszadkowalibyśmy nasze ulice? " Droga Pani, będę się modlił o to, by i na Pani domu spoczęło błogosławieństwo Chrystusa Miłosiernego. Nie wiem czemu Pani nam zazdrości, dlaczego w sercu nosi Pani urazę, zgorzknienie. Nie rozumiem jak może Pani tak często przyjmować Boga do swojego serca, pielęgnując w sobie urazy do bliźnich. Jeśli w czymś nastąpiłem Pani na odcisk, proszę powiedzieć , postaram się krzywdy naprawić. Gdy spytałem czy mogę usiąść na wolnym krześle obok Pani usłyszałem krótkie nie. To pani NIE blokuje nadanie temu placu nazwy "Plac Pojednań przed Bożym Miłosierdziem" Póki co wyciągam rękę do Pani. Obiecuję nie tylko modlitwę, ale i post w Pani intencji i w intencji nadania nazwy temu placu.


Z adoracji Najświętszego Sakramentu (po Mszy św.) wychodzę z przeświadczeniem, że mam po powrocie do domu natychmiast odśnieżyć napisy "Jezu Ufam Tobie" i "Totus Tuus", a w miejscu gdzie ukazuje się Chrystus na moim domu umieścić zwierciadlane odbicie nazwy placu, tak by odbite w pomnikowej gładzi, było normalnie czytane.

1 komentarz:

Patka pisze...

Witam,Ewo-Ireno jak się czujesz po tym upadku,bo ja w ubiegły czwartek idąc z wnuczką upadłam na lód na cztery litery i na początku bolało mnie tylko siedzenie,a teraz odczuwam ból w rejonie dolnej części kręgosłupa/kość ogonowa/,nie mogę się schylać,chodzenie też sprawia mi trudność,zwłaszcza po schodach.A wnuczce,która sekundę przede mną upadła nic się nie stało.Pozdrawiam Patka