Śniegowe rzeźby znalazły sobie miejsce także w naszym ogrodzie.
A wszystko zaczęło się od najmłodszych wnuczek Michasi, która do dzisiaj uwielbia króliczki i Emilki która lubiła się bawić misiami.
Dla nich to dziadek ulepił pierwsze śniegowe zwierzaki. Lepienie zaczęło się od niewielkiego królika, potem wspólnie ulepiliśmy misia i bałwana.
Jako że śniegu nie brakowało w następnych dniach pojawił się koń
Babcia ciekawa co się dzieje, tak jak stała z gołą głową nie ubrawszy się ciepło, wyprysła na dwór.
Koń jak żywy gdy tylko poszła do domu obróciwszy szyję, ciekawy zaglądał do drzwi wejściowych do domu.
Gdy przyjechali chłopacy nie odpuścili i dosiedli na oklep wierzchowca. Jasiu się trochę obawiał by zwierzę nie ruszyło z kopyta i prosiłby go zsadzić na ziemię.
Michał z Witkiem doskonale czuli się w siodle asekurowani przez dziadka.
Do wykończenia żyrafy, która wyciągała długą szyję przez płot, ciekawa co się dzieje na placu po drugiej stronie ulicy, potrzebny mi był syn Kuba.
A na cały ten "Folwark Zwierzęcy" miał baczenie z dachu domu królik.
Pójdźmy dzisiaj na gorzkie żale do „Kanciarza” - powiedziała Ewa, politować się nad cierpiącym Chrystusem i pożalić się gorzko nad sobą i możemy zapomnieć, że cierpiący Jezus jest Synem Bożym – Bogiem dodałem cytując za ks. Tymoteuszem dzisiejszy Jego list na II niedzielę Wielkiego Postu. A na Mszę św. kiedy pójdziemy - zapytałem?
Zostaniemy po gorzkich żalach, będzie pewno krótka i bez kazania – odparła Ewa.
U nas ks. Andrzej zapowiedział, że w tym roku nie ma taryfy ulgowej i będzie głosił homilie na wszystkich Mszach św. przez cały Wielki Post i na tej mszy po Gorzkich Żalach też.
Chwała mu za to odparłem, bo mówi mądrze i ciekawie, a całość zastępuje rekolekcje adwentowe.
Kochani moi!
Dzisiaj niedziela Przemienienia.
Jezus poszedł na górę by się modlić.
Czy On się musiał przemienić, zjednoczyć z Ojcem?
Dlaczego wziął ze sobą tylko trzech i przed nimi się przemienił?
Oblicze Jego zajaśniało jak słońce, a szaty stały się lśniąco białe.
I ten głos z obłoku „Oto mój Syn umiłowany! Jego słuchajcie.
A On dotknął ich i powiedział: Nie bójcie się!
Ale nie mówcie o tym nikomu, aż zmartwychwstanę.
Co to znaczy zmartwychwstanę?
Zastanawiała się wybrana trójka apostołów schodząc z Góry Przemienienia.
To przemienienie było im i jest nam bardzo potrzebne
Takiego jeszcze Jezusa nie widziałem.
On naprawdę jest Synem Bożym!
Przyzwyczaiłem się patrzeć jak kapłan podnosi białą Kolistość Chleba.
Nawet czasem bym powiedział:
Panie, dobrze mi tu być!
Ale co ja bym zrobił, gdybym zobaczył krwawiący Chleb, a Chleb miałby oblicze Jezusa?
Umarłbym.
Bóg się nie zmienia.
To ja muszę zmienić oczy, bo źle widzę.
Muszę zmienić aparat , bo nigdy nie słyszałem głosu Ojca: To jest Syn mój umiłowany, Jego słuchajcie!
Tylko nie rozumiem jednego dlaczego mam o tym nie mówić?.
Bo jeszcze nie wiesz, co to znaczy – ZMARTWYCHWSTANĘ.
To co mam czynić ?
Postępuj tak jak trójka wybranych; wziąłem ich ze Sobą, by się ze Mną modlili. Ale oni byli snem zmożeni. To staraj się nie przespać swojego życia.
niedziela, 28 lutego 2010
sobota, 27 lutego 2010
Odszedł smutny
Słonica IRENA i słoń JERZY z poprzedniego postu mają swój Folwark Zwierzęcy a w nim: potężnego wieloryba
i nieproporcjonalną do niego myszkę, której można usiąść na grzbiecie
Lis przechera w trakcie zimy kilka razy zmieniał swoją skórę.
Nad całością królował posąg śniegowej baby.
Furorę robił zając, przy którym każdy chciał zrobić sobie fotkę.
Każdy zwierzak miał swoje imię, a to Królik Baksik.
Całego folwarku pilnował groźny pies.
A teraz trochę na poważnie :
Kochani moi!
Dzisiaj zajmę się ewangelicznym bogatym młodzieńcem podobnie jak ks. Tymoteusz w swoich zamyśleniach wielkopostnych na sobotę po pierwszej niedzieli Wielkiego Postu.
Tym razem spróbuję coś napisać sam, nie cytując go.
Chrystusa pyta młodzieniec: co ma czynić aby otrzymać życie wieczne?
Jezus odpowiada młodzieńcowi zachowuj przykazania: nie cudzołóż, czcij ojca i matkę oraz miłuj bliźniego swego jak siebie samego.
Jak myślicie Chrystus, on Bóg wszechwiedzący, nie wiedział tego, że bogaty młodzieniec zachowuje wszystkie Jego przykazania?
Wiedział. I to wiedział doskonale.
Czy zatem publicznie mówiąc mu, by zachowywał, tak oczywiste przykazania Chrystus chciał go wkurzyć, wpędzić w rozpatrz, w podtekście dając do zrozumienia wszem i wobec, że chłopak cudzołoży, że starych rodziców wymazał z pamięci, a o miłości bliźniego tylko potrafi opowiadać publicznie na forum: jaki to on dobry?
Nie, zupełnie nie to.
Wiedział, że na tak zadane pytanie młodzieniec się nie wścieknie, nie trzaśnie drzwiami, nie weźmie swoich manatków i nie pójdzie sobie w "długą", jak to zwykle czynią młodzi, gdy im się zwróci uwagę na coś, co dla nich oczywiste.
I rzeczywiście chłopak się nie obraził, bo powiedzcie o co tu się było obrażać, skoro chłop nic nie miał na swoim sumieniu, a wszyscy w okolicy znali go z jego prawości.
Odpowiedział więc spokojnie Jezusowi: „Przestrzegałem tego wszystkiego skrupulatnie, czego mi jeszcze brakuje”?
To dobre pytanie, rzekł mu na to Chrystus.
Jeśli chcesz być doskonały, idź, uporządkuj swoje przyziemne sprawy. Potem przyjdź i chodź za Mną.
Gdy młodzieniec usłyszał te słowa, odszedł zasmucony, miał bowiem wiele powiązań, których nie chciał pozrywać.
Czy i ja nie jestem tym ewangelicznym młodzieńcem?
A może już na wstępie gdy usłyszę nie cudzołóż, czcij ojca i matkę trzaskam drzwiami i się "zmywam"?
Przecież nie mam bab z boku, a ojca i matkę kocham ponad życie.
Słuchaj, a jesteś z tym szczęśliwy?
Nie!
Mam to co chciałem, ale jestem smutny.
Tak?
Żebyś wiedział!
Boga nigdy poprawiać nie wolno.
i nieproporcjonalną do niego myszkę, której można usiąść na grzbiecie
Lis przechera w trakcie zimy kilka razy zmieniał swoją skórę.
Nad całością królował posąg śniegowej baby.
Furorę robił zając, przy którym każdy chciał zrobić sobie fotkę.
Każdy zwierzak miał swoje imię, a to Królik Baksik.
Całego folwarku pilnował groźny pies.
A teraz trochę na poważnie :
Kochani moi!
Dzisiaj zajmę się ewangelicznym bogatym młodzieńcem podobnie jak ks. Tymoteusz w swoich zamyśleniach wielkopostnych na sobotę po pierwszej niedzieli Wielkiego Postu.
Tym razem spróbuję coś napisać sam, nie cytując go.
Chrystusa pyta młodzieniec: co ma czynić aby otrzymać życie wieczne?
Jezus odpowiada młodzieńcowi zachowuj przykazania: nie cudzołóż, czcij ojca i matkę oraz miłuj bliźniego swego jak siebie samego.
Jak myślicie Chrystus, on Bóg wszechwiedzący, nie wiedział tego, że bogaty młodzieniec zachowuje wszystkie Jego przykazania?
Wiedział. I to wiedział doskonale.
Czy zatem publicznie mówiąc mu, by zachowywał, tak oczywiste przykazania Chrystus chciał go wkurzyć, wpędzić w rozpatrz, w podtekście dając do zrozumienia wszem i wobec, że chłopak cudzołoży, że starych rodziców wymazał z pamięci, a o miłości bliźniego tylko potrafi opowiadać publicznie na forum: jaki to on dobry?
Nie, zupełnie nie to.
Wiedział, że na tak zadane pytanie młodzieniec się nie wścieknie, nie trzaśnie drzwiami, nie weźmie swoich manatków i nie pójdzie sobie w "długą", jak to zwykle czynią młodzi, gdy im się zwróci uwagę na coś, co dla nich oczywiste.
I rzeczywiście chłopak się nie obraził, bo powiedzcie o co tu się było obrażać, skoro chłop nic nie miał na swoim sumieniu, a wszyscy w okolicy znali go z jego prawości.
Odpowiedział więc spokojnie Jezusowi: „Przestrzegałem tego wszystkiego skrupulatnie, czego mi jeszcze brakuje”?
To dobre pytanie, rzekł mu na to Chrystus.
Jeśli chcesz być doskonały, idź, uporządkuj swoje przyziemne sprawy. Potem przyjdź i chodź za Mną.
Gdy młodzieniec usłyszał te słowa, odszedł zasmucony, miał bowiem wiele powiązań, których nie chciał pozrywać.
Czy i ja nie jestem tym ewangelicznym młodzieńcem?
A może już na wstępie gdy usłyszę nie cudzołóż, czcij ojca i matkę trzaskam drzwiami i się "zmywam"?
Przecież nie mam bab z boku, a ojca i matkę kocham ponad życie.
Słuchaj, a jesteś z tym szczęśliwy?
Nie!
Mam to co chciałem, ale jestem smutny.
Tak?
Żebyś wiedział!
Boga nigdy poprawiać nie wolno.
piątek, 26 lutego 2010
Słonie
Tę słonicę (jedni mówią białą a inni, że już siwą) nazywają w okolicy IRENĄ.
"A byśmy byli jedno" zaryczał na całe Baranowo słoń zwany JERZYM wskakując swoimi buciorami na słonicę.
Obejmij mnie - cicho wyszeptała
rozdygotana Ewa wtulając się w Adama i kładąc na niego swoje obolałe zasiniaczone nogi.
"Ojcze nasz ... " rozpoczął szeptem Jurek robiąc jej wyrzut: "Po co głośno mówiłaś, że nie znasz ojca, przecież doskonale wiesz, że Bóg ulepił nas obu z tej samej gliny.
I odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom ... szeptali dalej zgodnie oboje.
czwartek, 25 lutego 2010
Nie da rady.... :(
Jerzy, niestety nie dam rady pisać z Tobą, prowadzić wspólnie bloga, w ogóle nie dam rady się z Tobą w jakikolwiek sposób kontaktować, bo oboje z Irena Ewą mi szkodzicie (tak jak to napisała baabcia w poscie na Koniczynce ).
Jeden dzień spokoju i apiat' od nowa. JESTEŚCIE N I E R E F O R M O W A L N I !!!
Przykro mi, bardzo mi przykro, że tylko jeden dzień wytrzymaliście, bez wtrącania się w czyjeś życie, bez pouczania i projektowania swoich chorych wyobrażeń na mnie.
A myślałam, że można Was zrozumieć... NIESTETY NIE MOŻNA. W głowie się nie mieści, że tak inteligentni i bogobojni ludzie mogą tak krzywdzić innych (wiem, że nieświadomie, jednak bardzo cierpię...) To bardzo boli Ireno Ewo, co napisałaś na Koniczynce i bardzo bolało, zadanie mi na maila bardzo osobistego pytania.
Czemu tak nachalnie wchodzicie w cudze życia??? Co Wami powoduje???
CHCIAŁABYM TO ZROZUMIEĆ, ALE NIE POTRAFIĘ.
Wiem jedno, chcę abyście już zniknęli raz na zawsze z mojego życia!!!
A próbowałam Was jakoś wytłumaczyć, zrozumieć i... miałam ogromna nadzieję, na to, że już nie będzie konfliktów.... PRZELICZYŁAM SIĘ!!!
środa, 24 lutego 2010
I rozesłał ich po dwóch
Kochani moi!
Obwieszczam wam radość wielką. Po trzech dniach znalazł się list ks. Tymoteusza z ostatniej niedzieli. Trochę go jeszcze wygładzę, dokleję zdjęcia i puszczę niebawem do ogólnej wiadomości.
A dziś pragnę zatrzymać Waszą uwagę (na wczorajszym wtorkowym liście ks. Tymoteusza) na tych , którzy byli uczniami Chrystusa. Było ich siedemdziesięciu dwóch. Św Łukasz tak pisze o ich rozesłaniu: A potem wyznaczył Pan jeszcze innych siedemdziesięciu dwóch (zauważ, nie oni się dobierali - to Pan ich wyznaczył) i wysłał ich po dwóch przed sobą, do każdego miasta i miejscowości (dzisiaj wysłaby ich do Krakowa i do Baranowa), które sam miał odwiedzić, i mówił do nich: Żniwo wprawdzie wielkie ale robotników mało ... Idźcie, oto Ja Was (ciebie ... i ciebie Jerzy) posyłam jak owce między wilki. Nie bierzcie ze sobą ani trzosa, ani torby podróznej, ani sandałow .... (z trzosem cienko, torba by się znalazła, ale boso na śnieg?). Gdy będziecie wchodzić do jakiegoś domu (przez łącze internetowe) powiedzcie najpierw: Pokój temu domowi (a więc zgodnym chórem mówimy POKÓJ TEMU DOMOWI) . Jeśli tam (po drugiej stronie łącza) będzie człowiek godny pokoju, wasz pokój spocznie na nim , a jeśli nie - wróci do was.
Zatrzymajcie się w jednym domu, jedząc i pijąc, co wam podadzą (przyjmując każdy komentarz i ten pochlebny i ten krytyczny) wart jest bowiem robotnik swojej zapłaty ...
Troszczcie się o chorych (zwłaszcza Ewę i Gosię oraz tych innych których macie wokół) . Gdy w jakimś mieście (domu, mieszkaniu) nie przyjmą was , powiedzcie im: nawet pył z naszych stóp strząsamy wam (nie wchodźcie na nasz blog, widać nie dla was piszemy).
Bardzo mnie uderzyło zdanie, że Pan Jezus rozesłał ich po dwóch.
Jak to dobrze, że od dzisiaj mam bratnią duszę, że mam przyjaciela (a nie wroga).
Jaki ten Pan Jezus jest mądry i dobry, że rozesłał nas po dwóch.
Żal mi tych ... którzy są sami.
Przyjaciel cenniejszy od złota i drogich kamieni.
Jak to dobrze iż na końcu spotkania (w kawiarence) mogłem powiedzieć:
nn.... chcę pojednania z Tobą!
I ja też chcę pojednania - usłyszałem.
Jak to dobrze, że Pan Jezus rozesłał nas po dwóch.
Uwaga : kolorowa czcionka wg zamyśleń wielkopostnych ks. Tymoteusza na wtorek po I niedzieli Wielkiego Postu , czarna czcionka dopiski Jerzego. Zdjęcie Placu Pojednań przed Bożym Miłosierdziem (nazwa nieoficjalna) wykonano w poniedziałek 22 lutego 2010 - zauważ nie wszystkie drogi prowadzą do Pana.
niedziela, 21 lutego 2010
Idż precz, sztanie!
Uwaga: Teksty pisane w kolorze to Zamyślenia wielkopostne ks. Tymoteusza na dzisiejszy dzień to jest na I niedzielę Wielkiego Postu wtrącenia pisane czarną czcionką pochodzą ode mnie. Zdjęcia ojca Leona Knabita własne.
Kochani moi!
Od Środy Popielcowej naprawdę rozpoczął się Wielki Post.
Niemodne to i przestarzałe.
Naprawdę?
A modne dziewczyny odchudzają się aż do anoreksji.
Puszyste maltretują swoje cielsko na siłowni.
Bogatsi stosują dietę odchudzającą na wczasach leczniczych.
A lekarze, tak prywatnie zalecają dietę MŻ.
W aptekach na odchudzanie pigułek moc.
Wszystko to, byłoby zbyteczne gdybyśmy potrafili jak dawniej - zachować post.
Post to nie tylko wstrzemięźliwość - powstrzymanie się od niezdrowych pokarmów, ale trochę ascezy, to znaczy - trochę ćwiczenia swojej woli, swojego myślenia, swoich mięśni.
Trzeba spróbować, czy umiem chcieć postanowić i wytrzymać. Muszę spróbować, czy umiem milczeć i myśleć, a stąd już blisko do refleksji, do medytacji, modlitwy i pojednania.
W kościołach dziś kapłani czytają Ewangelię o kuszeniu Pana Jezusa na pustyni.
Myślałem, że diabeł do Pana Jezusa nie ma dostępu, a tymczasem diabeł jest teologiem i językiem biblijnym kusi Pana Jezusa.
Jesteś Bogiem - spraw by te kamienie stały się chlebem
Jesteś Bogiem, więc skocz z wieży, a uwierzą Ci, żeś zstąpił z nieba.
Jesteś Bogiem, ale tak między nami - oddaj mi pokłon, a to wszystko oddam Tobie.
Idź precz, szatanie!
To są pokusy każdego człowieka, a moje szczególnie.
Masz czteroletni samochód, kup sobie nową lepszą furę , żyj godnie jak człowiek, przecież cię stać.
Już dawno nie remontowałeś mieszkania, popatrz jakie inni mają rezydencje w jednym poziomie, czy musisz się tak umartwiać i chodzić po schodach, po co ci to.
Nie wysilaj się w modlitwach i w gorliwości, popatrz na innych, nikt nie klęka przy poręczy każdego dnia - odpuść sobie. I co ci z tego przyjdzie, że każdego dnia jeździsz na Mszę św. , ile paliwa na to stracisz - wystarczyłoby na skok w bok, nie mówię na panienki ale na narty, nie byłeś nigdzie tego roku. Po co się tak zamartwiasz o Ewę da sobie radę sama. Miałeś przykład potłukła się u rehabilitanta i na co zdała się twoja troskliwość?
Nie będziesz kusił ani Boga, ani mnie kłamco!
To wszystko oddam tobie, jeśli mi się pokłonisz. Podpiszemy cyrograf. Ja będę za ciebie pisał blog "ANTY - POJEDNANIE" . To będzie najsławniejszy blog w Polsce. Będziesz znany i szanowany jak nikt. Będą z tobą robili wywiady na okrągło.
Idź precz szatanie! Tylko Bogu będę służył .
Naprawdę ? Jesteś taki mocny?
Nie, ale będę ćwiczył, aż cię zmogę, aż cię pokonam, oszuście!
Pokusa jest piękna - potem tragiczna.
Ćwiczenie jest trudne, ale zwycięstwo chwalebne.
Więc trzeba ćwiczyć.
O czym pan myślał Panie Małysz przed dzisiejszym skokiem - spytał dziennikarz Adama Małysza przed kamerami TV w czasie transmisji z Whistler bezpośrednio po drugim skoku dającym mu drugie olimpijskie srebro?
Prosiłem Pana Boga , by dał mi spokój ducha, a aniołowie potrafili ponieść jak najdalej. I Bóg moich modlitw wysłuchał.
A o czym ty Jerzy myślałeś przez ostatnie dni?
Ja też prosiłem Boga, by dał mi spokój ducha, a św. Michał archanioł wspomagał mnie w walce i miał mnie w swojej obronie . I Bóg moich modlitw też wysłuchał.
I stało się światło i zobaczyliśmy Patkową zorzę i baabciną poziomą tęczę.
Kochani moi!
Od Środy Popielcowej naprawdę rozpoczął się Wielki Post.
Niemodne to i przestarzałe.
Naprawdę?
A modne dziewczyny odchudzają się aż do anoreksji.
Puszyste maltretują swoje cielsko na siłowni.
Bogatsi stosują dietę odchudzającą na wczasach leczniczych.
A lekarze, tak prywatnie zalecają dietę MŻ.
W aptekach na odchudzanie pigułek moc.
Wszystko to, byłoby zbyteczne gdybyśmy potrafili jak dawniej - zachować post.
Post to nie tylko wstrzemięźliwość - powstrzymanie się od niezdrowych pokarmów, ale trochę ascezy, to znaczy - trochę ćwiczenia swojej woli, swojego myślenia, swoich mięśni.
Trzeba spróbować, czy umiem chcieć postanowić i wytrzymać. Muszę spróbować, czy umiem milczeć i myśleć, a stąd już blisko do refleksji, do medytacji, modlitwy i pojednania.
W kościołach dziś kapłani czytają Ewangelię o kuszeniu Pana Jezusa na pustyni.
Myślałem, że diabeł do Pana Jezusa nie ma dostępu, a tymczasem diabeł jest teologiem i językiem biblijnym kusi Pana Jezusa.
Jesteś Bogiem - spraw by te kamienie stały się chlebem
Jesteś Bogiem, więc skocz z wieży, a uwierzą Ci, żeś zstąpił z nieba.
Jesteś Bogiem, ale tak między nami - oddaj mi pokłon, a to wszystko oddam Tobie.
Idź precz, szatanie!
To są pokusy każdego człowieka, a moje szczególnie.
Masz czteroletni samochód, kup sobie nową lepszą furę , żyj godnie jak człowiek, przecież cię stać.
Już dawno nie remontowałeś mieszkania, popatrz jakie inni mają rezydencje w jednym poziomie, czy musisz się tak umartwiać i chodzić po schodach, po co ci to.
Nie wysilaj się w modlitwach i w gorliwości, popatrz na innych, nikt nie klęka przy poręczy każdego dnia - odpuść sobie. I co ci z tego przyjdzie, że każdego dnia jeździsz na Mszę św. , ile paliwa na to stracisz - wystarczyłoby na skok w bok, nie mówię na panienki ale na narty, nie byłeś nigdzie tego roku. Po co się tak zamartwiasz o Ewę da sobie radę sama. Miałeś przykład potłukła się u rehabilitanta i na co zdała się twoja troskliwość?
Nie będziesz kusił ani Boga, ani mnie kłamco!
To wszystko oddam tobie, jeśli mi się pokłonisz. Podpiszemy cyrograf. Ja będę za ciebie pisał blog "ANTY - POJEDNANIE" . To będzie najsławniejszy blog w Polsce. Będziesz znany i szanowany jak nikt. Będą z tobą robili wywiady na okrągło.
Idź precz szatanie! Tylko Bogu będę służył .
Naprawdę ? Jesteś taki mocny?
Nie, ale będę ćwiczył, aż cię zmogę, aż cię pokonam, oszuście!
Pokusa jest piękna - potem tragiczna.
Ćwiczenie jest trudne, ale zwycięstwo chwalebne.
Więc trzeba ćwiczyć.
O czym pan myślał Panie Małysz przed dzisiejszym skokiem - spytał dziennikarz Adama Małysza przed kamerami TV w czasie transmisji z Whistler bezpośrednio po drugim skoku dającym mu drugie olimpijskie srebro?
Prosiłem Pana Boga , by dał mi spokój ducha, a aniołowie potrafili ponieść jak najdalej. I Bóg moich modlitw wysłuchał.
A o czym ty Jerzy myślałeś przez ostatnie dni?
Ja też prosiłem Boga, by dał mi spokój ducha, a św. Michał archanioł wspomagał mnie w walce i miał mnie w swojej obronie . I Bóg moich modlitw też wysłuchał.
I stało się światło i zobaczyliśmy Patkową zorzę i baabciną poziomą tęczę.
sobota, 20 lutego 2010
Jerzy mistrz anty - Pojednania
Rozpoczął się Wielki Post, a ja nazwany mistrzem anty-pojednania chciałbym pisać dalej o Pojednaniu. Jedni mówią mi, że mam świra na tym tle i nie chcą nic słuchać na ten temat, inni dostarczają mi pozytywnych przykładów.
Rzeczpospolita z 15.02.2010 w felietonie "Pojednanie jest możliwe" spekuluje na temat pojednania między Rosyjską Cerkwią Prawosławną a Kościołem Katolickim w Polsce, przy okazji stwierdzając słowami publicystki Ewy Czaczkowskiej że „gdyby prymas Stefan Wyszyński przewidział, jak daleko rozczarowująca będzie odpowiedź biskupów niemieckich orędzie by pewnie nie powstało”. Pani Ewo, gdy wychodzimy do kogoś z inicjatywą pojednania, nigdy nie mamy pewności, że druga strona przyjmie je, tak, jak byśmy sobie tego życzyli.
Nasz Zbawiciel w testamencie prosił byśmy byli jedno. To samo po wielokroć powtarzał nam Jan Paweł II. Pani Ewo, a czy nie dostrzega Pani związku orędzia biskupów polskich do biskupów niemieckich z wyborem naszego rodaka na stolicę Piotrową. Ja widzę nie tylko ten związek, ale widzę związek z tym, że następcą Jana Pawła II na stolicy Piotrowej jest Niemiec, którego Polacy po pięciu latach pontyfikatu kochają nie mniej szczerze niż Jana Pawła II , mimo że santo subito nie jest jeszcze ogłoszony świętym. Kocham go nie tylko ja, który po ustawieniu pomnika usłyszał jego: „Bożemu Miłosierdziu zawierzam was i wasze rodziny. Z serca wam błogosławię”, ale kocha go cały kościół w Polsce.
Pojednanie to proces długotrwały, i do tego zawsze narażony na zahamowanie, regres, cofnięcie. I dlatego dzisiaj, po śmierci nazywamy prymasa Stefana Wyszyńskiego prymasem tysiąclecia. To między innymi za jego dłoń wyciągniętą w kierunku pojednania z wielką niewiadomą za przełom, który się wtedy dokonał. I dzisiaj potrzeba nam takich przełomów.
Dlatego też ja wyciągam niejednokrotnie swoją dłoń i dostaję „po łapach”. Czy oznacza to, że mam jej nie wyciągać i bawić się w politykę? Zastanawiać się czy wypada , czy też nie wypada podać komuś rękę? Co ja z tego będę miał? Czy zostanę odrzucony, wyśmiany? Czy delikatnie mi ktoś powie: z tobą mi nie po drodze? Nie pani Ewo pojednanie to nie polityka, tu nie ma miejsca na spekulacje. Tu trzeba iść „na całego” . Ja oddaję się Tobie i koniec, i finito.
Ja ze swoimi wadami, z przywarami i grzesznościami staję przed Tobą Panie nie bacząc kto siedzi po drugiej stronie kratek i wyznaję Ci Panie swoje grzechy, za które żałuję i chcę je nie tylko naprawić, ale i się zmienić. To jest Pani Ewo wzór do pojednań międzyludzkich.
Jeśli po drugiej stronie kratek, stołu nie ważne czy okrągłego czy kanciatego, po drugiej stronie forum, spotkam się z identyczną postawą, to będzie to prawdziwe pojednanie. Ale ja nie mogę zasłaniać swojej twarzy. Przyłbica musi opaść. W mojej postawie nie może być zakłamania, fałszu, spekulacji, polityki.
Do takiego pojednania nie potrzeba rekomendacji. Tu każdy sam za siebie ponosi odpowiedzialność. Jestem wolny, niezależny. Droga która wiedzie do pojednania jest wąska, dlatego tak niewielu nią kroczy. To krzyżowa droga Panie, a bramy na niej wąskie, jak ucho igielne. Weź mnie za rękę i prowadź . Na ostatniej spowiedzi nic mi nie powiedziałeś, nie dałeś żadnej nauki. Chwyciłeś za rękę i powiedziałeś „ A ja odpuszczam ci grzechy twoje”. Widać mi tylko tego było potrzeba. Jezu Tyś moją Drogą , Chryste tyś Prawdą – ciągle szukam Ciebie. Tyś moim Życiem - moim przeznaczeniem. A Ty, jeśli chcesz, możesz pójść za Nim, jeśli chcesz możesz być jego uczniem, jeśli chcesz możesz odsłonić swoją twarz. Nawet jeśli chcesz, możesz być zbawiony.
I stało się wiele dobrego w walentynkowy dzień. Serce Taty Agnieszki spoczęło na zawsze w Panu. A Ty mówisz, że nie da się tak natychmiast zostawić wszystkiego, pojednać się i pójść za Nim. Jeśli ktoś z Was kocha więcej ojca i matkę, męża i żonę niźli Mnie - nie jest Mnie godzien. Jeśli ktoś chce życie swoje zachować dla siebie - to już je stracił.
Jezu, Chryste Panie, Zbawicielu mój!
A teraz jeśli chcesz, jesteś przecież wolny(a) odmów ze mną w intencjach papieża Benedykta XVI jedno „Pod Twoją obronę...”
Pojednanie to proces długotrwały, i do tego zawsze narażony na zahamowanie, regres, cofnięcie. I dlatego dzisiaj, po śmierci nazywamy prymasa Stefana Wyszyńskiego prymasem tysiąclecia. To między innymi za jego dłoń wyciągniętą w kierunku pojednania z wielką niewiadomą za przełom, który się wtedy dokonał. I dzisiaj potrzeba nam takich przełomów.
Dlatego też ja wyciągam niejednokrotnie swoją dłoń i dostaję „po łapach”. Czy oznacza to, że mam jej nie wyciągać i bawić się w politykę? Zastanawiać się czy wypada , czy też nie wypada podać komuś rękę? Co ja z tego będę miał? Czy zostanę odrzucony, wyśmiany? Czy delikatnie mi ktoś powie: z tobą mi nie po drodze? Nie pani Ewo pojednanie to nie polityka, tu nie ma miejsca na spekulacje. Tu trzeba iść „na całego” . Ja oddaję się Tobie i koniec, i finito.
Ja ze swoimi wadami, z przywarami i grzesznościami staję przed Tobą Panie nie bacząc kto siedzi po drugiej stronie kratek i wyznaję Ci Panie swoje grzechy, za które żałuję i chcę je nie tylko naprawić, ale i się zmienić. To jest Pani Ewo wzór do pojednań międzyludzkich.
Jeśli po drugiej stronie kratek, stołu nie ważne czy okrągłego czy kanciatego, po drugiej stronie forum, spotkam się z identyczną postawą, to będzie to prawdziwe pojednanie. Ale ja nie mogę zasłaniać swojej twarzy. Przyłbica musi opaść. W mojej postawie nie może być zakłamania, fałszu, spekulacji, polityki.
Do takiego pojednania nie potrzeba rekomendacji. Tu każdy sam za siebie ponosi odpowiedzialność. Jestem wolny, niezależny. Droga która wiedzie do pojednania jest wąska, dlatego tak niewielu nią kroczy. To krzyżowa droga Panie, a bramy na niej wąskie, jak ucho igielne. Weź mnie za rękę i prowadź . Na ostatniej spowiedzi nic mi nie powiedziałeś, nie dałeś żadnej nauki. Chwyciłeś za rękę i powiedziałeś „ A ja odpuszczam ci grzechy twoje”. Widać mi tylko tego było potrzeba. Jezu Tyś moją Drogą , Chryste tyś Prawdą – ciągle szukam Ciebie. Tyś moim Życiem - moim przeznaczeniem. A Ty, jeśli chcesz, możesz pójść za Nim, jeśli chcesz możesz być jego uczniem, jeśli chcesz możesz odsłonić swoją twarz. Nawet jeśli chcesz, możesz być zbawiony.
I stało się wiele dobrego w walentynkowy dzień. Serce Taty Agnieszki spoczęło na zawsze w Panu. A Ty mówisz, że nie da się tak natychmiast zostawić wszystkiego, pojednać się i pójść za Nim. Jeśli ktoś z Was kocha więcej ojca i matkę, męża i żonę niźli Mnie - nie jest Mnie godzien. Jeśli ktoś chce życie swoje zachować dla siebie - to już je stracił.
Jezu, Chryste Panie, Zbawicielu mój!
A teraz jeśli chcesz, jesteś przecież wolny(a) odmów ze mną w intencjach papieża Benedykta XVI jedno „Pod Twoją obronę...”
niedziela, 14 lutego 2010
Walentynki
Uwaga wstępna: wierszyk i zdjęcie pomnika dla tych co nie czytają forum - reszta dla wszystkich
Sprawa jest prosta o Jezusa Nazarejczyka, który po trzech dniach zmartwychwstał. Tak, widziało go zmartwychwstałego nie tylko dwunastu apostołów (ci mogli się zmówić). Maryja - to matka, a Weronikę przekupił zostawiając jej obrazek na chuście. Ale przed Wniebowstąpieniem widziało go na własne oczy około pół tysiąca ludzi. Tych nie dało się omamić. Wcześniej widzieli cuda jakie czynił, słuchali co mówił, chodzili za nim, ale, jak przyszło co do czego, wydali go na śmierć krzyżową. Tomasz - ten to był szczęśliwiec. Jemu Pan pierwszemu pozwolił się dotknąć. Pomacał jego rany. Reszta też go nie tylko widziała. On miał ciało. To nie był hologram wytworzony techniką laserową. Dzisiaj po dwudziestu wiekach dało by się coś takiego spreparować, by zainscenizować przed tłumami Wniebowstąpienie wirtualnej postaci. Ale wtedy?
A skoro On zmartwychwstał, to i my zmartwychwstaniemy.
To było dzisiejsze drugie czytanie
Wróćmy do pierwszego czytania. "Przeklęty człowiek, który pokłada nadzieję w drugim człowieku, i który w ciele upatruje swoją siłę, a od Pana odwraca swe serce".
Bóg nikogo nie przeklina. To sam człowiek może sobie nawarzyć takiego "piwa". Będzie sobie potem pluł we własną brodę.
Co to praktycznie znaczy? Że nie można swojego życia, przyszłości budować do końca nawet na żonie, na mężu. Może nas zdradzić, może nas przestać kochać , wyjechać, zachorować, umrzeć. Ale nawet jeśli nas małżonek bardzo kocha, to czasami nie jest z nami. Ale jeśli nawet jest z nami, nie zawsze nas zaspokoi. Nawet jeśli będzie jak święty, nie zauważy naszych potrzeb.
To samo dotyczy dzieci. Nie wiemy na jakich ludzi wyrosną, czy jak się wykształcą nie wyjadą na stałe za granicę, czy nie wyjdą za mąż, czy się nie ożenią, a nawet jak do końca naszych dni zechcą się nami zajmować czy zaspokoją nasze pragnienia.
To samo dotyczy wnuków, na nich też nie można budować swojego szczęścia.
A na rodzicach? Zestarzeją się, przestaną nas wspomagać finansowo, zaczną chorować wymagać opieki, będą burzyć nasze życiowe plany, a nawet jak wszystko będzie o'kej, to jaka gwarancja, że pewnego dnia nie opuszczą tego padołu. I co wtedy? A żyć trzeba.
Jesteśmy inteligentni. Nie budujmy szczęścia na drugim człowieku. Cieszcie się tak, byście się nie musieli tragicznie rozczarować. Kto nadmiernie zasadzi się na drugiej osobie, będzie przeklinać sam siebie, że tak nieopatrznie założył fundamenty pod swoje życie. To droga ku śmierci. Na kim wobec tego się oprzeć?
Na Jezusie.
Jezus w dzisiejszej ewangelii mówi: będziecie błogosławieni, jeśli to i to. (Łk6, 17.20-26)
Ubogi nie jestem, na żebry nie chodzę.
Głodny jeśli jestem, tak jak teraz, to z własnego wyboru bo poszczę przed wielkim postem. Czy z tego tytułu spłynie błogosławieństwo i Pan nasyci mnie swoją łaską? Zobaczymy.
Czy doświadczam że płaczę? Grzech jest moim płaczem. Jak zrobię coś nie tak, chodzę sfrustrowany tym, że zrobiłem coś czego bym nie chciał zrobić, a jak to się powtarza to czuję się jak śmieć. Dobrze, że ludzie mnie specjalnie nie chwalą. Płaczę, gdy ludzie opowiadają o swoim cierpieniu. Modlę się wtedy i wołam Panie gdzie jesteś? Takie to małe dziecko i już zabierasz je z tego świata?
Czy mnie ludzie nienawidzą? Staram się nie dawać nikomu powodów. Zdarza się, że mnie zelżą z powodu Syna Człowieczego, ale tym się akurat nie martwię. A to, że się śmieją i rzucają kłody pod nogi, gdy zamierzam realizować moje "zwariowane" pomysły, też mi przestało dolegać. Widać to są tylko moje a nie Twoje plany. A tymi, co się już zrealizowały mógłbym niejednego uszczęśliwić.
Bo to wiecie jest tak, że temu kto już teraz, tu na ziemi, cierpi Pan Jezus daje wiele pociech i z tego ma się wielką frajdę. Postawił na mojej drodze chorobę Ewy, a z drugiej strony dał mi radość cieszenia się, że dzisiaj mogliśmy oboje pójść pieszo do kościoła. Miesiąc temu bym się z tego nie cieszył. A dzisiaj cieszyliśmy się oboje. To nic, że na to co kiedyś trwało 10 min dzisiaj potrzeba było 25 min. Co to była za radość opita kawą z miodem i pączkami. Za bolesny upadek u rehabilitanta udokumentowany zdjęciami na tym blogu, można byłoby skarżyć się w sądzie, ale nam nawet przez głowę taka myśl nie przeszła. A gdyby przeszła, to dzisiaj nie byłoby po co iść do kościoła, bo po co z zawiścią i pretensjami iść do Pana. Czy chciałby nas wtedy wysłuchać?
Żadne ludzkie dywagacje nie są wstanie odpowiedzieć na pytanie, dlaczego mam zrezygnować ze swojej koncepcji życia, własnych planów i recept na szczęście i wejść na drogę, którą proponuje mi Chrystus? Święty Paweł podaje prostą odpowiedź: wierzymy we wszystko, co zostało objawione, bo Chrystus zmartwychwstał . Gdyby nie to, moja wiara byłaby śmieszna i niezrozumiała dla innych.
Przyjęcie logiki błogosławieństw, to zgoda na to, by wszystko w nas się dokonało, bym był jego uczniem. Skąd mam wiedzieć, czy jestem jego uczniem? Jeśli "łażę" za Panem niezależnie od tego czy szykuję Ewie posiłek, czy obsługuję klienta, czy odgarniam śnieg przed pomnikiem, czy oglądając TVN w pewnej chwili stwierdzam, że to mnie nie buduje i lepiej zająć się czym innym i odchodzę, to uważam, że jestem jego uczniem. Im większe zaufanie w Jezu Ufam Tobie, tym większa frajda. Nawet jak dzisiaj przeżywam cierpienie, chorobę, płacz, odtrącenie, niezrozumienie, to tylko: Panie mój, Boże nasz, siłę masz, siłę dasz. Tylko Ty, tylko Ty.
Czego Wam życzę kochani w dzisiejsze walentynki? Spotkania ze Zmartwychwstałym. Byście za nim "łazili". Będziecie mieli z tego frajdę. Zapewniam, że tak będzie.
Powyższe zostało napisane po wysłuchaniu homilii o. Piotra Kurkiewicza franciszkanina kapucyna Dyrektora Szkoły Życia Chrześcijańskiego i Ewangelizacji świętej Maryi, Dyrektora Centrów Rehabilitacyjnych na Ukrainie i poza granicami przebywającego od 17 lat na misjach goszczącego tej niedzieli w naszym kościele.
Gdyby ktoś chciał wspomóc dzieło prowadzone przez ojca Piotra podaję konto:
Bank PEKAO SA II Oddz. P-ń 43 1240 1763 1111 0000 1805 2381
Poniżej kilka zdjęć z dzisiejszego dnia:
Z lewej: Ewa tym razem siadła obok p. Ali. Z prawej Ewangelia czytana przez o. Piotra. Poniżej homilia.
Poniżej: Ciało Chrystusa rozdawane przez o. Piotra i błogosławieństwo ks. Proboszcza
Dekoracja ślubna ołtarza i Ewa przy śniegowym iglo zrobionym przez Wojtka na trasie z kościoła do domu
Samochód wepchnięty na stertę śniegu mijany po drodze i pomnik w zimowej szacie tuż przed domem.
O kogo tu chodzi z tym kochaniem spytacie?
Sprawa jest prosta o Jezusa Nazarejczyka, który po trzech dniach zmartwychwstał. Tak, widziało go zmartwychwstałego nie tylko dwunastu apostołów (ci mogli się zmówić). Maryja - to matka, a Weronikę przekupił zostawiając jej obrazek na chuście. Ale przed Wniebowstąpieniem widziało go na własne oczy około pół tysiąca ludzi. Tych nie dało się omamić. Wcześniej widzieli cuda jakie czynił, słuchali co mówił, chodzili za nim, ale, jak przyszło co do czego, wydali go na śmierć krzyżową. Tomasz - ten to był szczęśliwiec. Jemu Pan pierwszemu pozwolił się dotknąć. Pomacał jego rany. Reszta też go nie tylko widziała. On miał ciało. To nie był hologram wytworzony techniką laserową. Dzisiaj po dwudziestu wiekach dało by się coś takiego spreparować, by zainscenizować przed tłumami Wniebowstąpienie wirtualnej postaci. Ale wtedy?
A skoro On zmartwychwstał, to i my zmartwychwstaniemy.
To było dzisiejsze drugie czytanie
Wróćmy do pierwszego czytania. "Przeklęty człowiek, który pokłada nadzieję w drugim człowieku, i który w ciele upatruje swoją siłę, a od Pana odwraca swe serce".
Bóg nikogo nie przeklina. To sam człowiek może sobie nawarzyć takiego "piwa". Będzie sobie potem pluł we własną brodę.
Co to praktycznie znaczy? Że nie można swojego życia, przyszłości budować do końca nawet na żonie, na mężu. Może nas zdradzić, może nas przestać kochać , wyjechać, zachorować, umrzeć. Ale nawet jeśli nas małżonek bardzo kocha, to czasami nie jest z nami. Ale jeśli nawet jest z nami, nie zawsze nas zaspokoi. Nawet jeśli będzie jak święty, nie zauważy naszych potrzeb.
To samo dotyczy dzieci. Nie wiemy na jakich ludzi wyrosną, czy jak się wykształcą nie wyjadą na stałe za granicę, czy nie wyjdą za mąż, czy się nie ożenią, a nawet jak do końca naszych dni zechcą się nami zajmować czy zaspokoją nasze pragnienia.
To samo dotyczy wnuków, na nich też nie można budować swojego szczęścia.
A na rodzicach? Zestarzeją się, przestaną nas wspomagać finansowo, zaczną chorować wymagać opieki, będą burzyć nasze życiowe plany, a nawet jak wszystko będzie o'kej, to jaka gwarancja, że pewnego dnia nie opuszczą tego padołu. I co wtedy? A żyć trzeba.
Jesteśmy inteligentni. Nie budujmy szczęścia na drugim człowieku. Cieszcie się tak, byście się nie musieli tragicznie rozczarować. Kto nadmiernie zasadzi się na drugiej osobie, będzie przeklinać sam siebie, że tak nieopatrznie założył fundamenty pod swoje życie. To droga ku śmierci. Na kim wobec tego się oprzeć?
Na Jezusie.
Jezus w dzisiejszej ewangelii mówi: będziecie błogosławieni, jeśli to i to. (Łk6, 17.20-26)
Ubogi nie jestem, na żebry nie chodzę.
Głodny jeśli jestem, tak jak teraz, to z własnego wyboru bo poszczę przed wielkim postem. Czy z tego tytułu spłynie błogosławieństwo i Pan nasyci mnie swoją łaską? Zobaczymy.
Czy doświadczam że płaczę? Grzech jest moim płaczem. Jak zrobię coś nie tak, chodzę sfrustrowany tym, że zrobiłem coś czego bym nie chciał zrobić, a jak to się powtarza to czuję się jak śmieć. Dobrze, że ludzie mnie specjalnie nie chwalą. Płaczę, gdy ludzie opowiadają o swoim cierpieniu. Modlę się wtedy i wołam Panie gdzie jesteś? Takie to małe dziecko i już zabierasz je z tego świata?
Czy mnie ludzie nienawidzą? Staram się nie dawać nikomu powodów. Zdarza się, że mnie zelżą z powodu Syna Człowieczego, ale tym się akurat nie martwię. A to, że się śmieją i rzucają kłody pod nogi, gdy zamierzam realizować moje "zwariowane" pomysły, też mi przestało dolegać. Widać to są tylko moje a nie Twoje plany. A tymi, co się już zrealizowały mógłbym niejednego uszczęśliwić.
Bo to wiecie jest tak, że temu kto już teraz, tu na ziemi, cierpi Pan Jezus daje wiele pociech i z tego ma się wielką frajdę. Postawił na mojej drodze chorobę Ewy, a z drugiej strony dał mi radość cieszenia się, że dzisiaj mogliśmy oboje pójść pieszo do kościoła. Miesiąc temu bym się z tego nie cieszył. A dzisiaj cieszyliśmy się oboje. To nic, że na to co kiedyś trwało 10 min dzisiaj potrzeba było 25 min. Co to była za radość opita kawą z miodem i pączkami. Za bolesny upadek u rehabilitanta udokumentowany zdjęciami na tym blogu, można byłoby skarżyć się w sądzie, ale nam nawet przez głowę taka myśl nie przeszła. A gdyby przeszła, to dzisiaj nie byłoby po co iść do kościoła, bo po co z zawiścią i pretensjami iść do Pana. Czy chciałby nas wtedy wysłuchać?
Żadne ludzkie dywagacje nie są wstanie odpowiedzieć na pytanie, dlaczego mam zrezygnować ze swojej koncepcji życia, własnych planów i recept na szczęście i wejść na drogę, którą proponuje mi Chrystus? Święty Paweł podaje prostą odpowiedź: wierzymy we wszystko, co zostało objawione, bo Chrystus zmartwychwstał . Gdyby nie to, moja wiara byłaby śmieszna i niezrozumiała dla innych.
Przyjęcie logiki błogosławieństw, to zgoda na to, by wszystko w nas się dokonało, bym był jego uczniem. Skąd mam wiedzieć, czy jestem jego uczniem? Jeśli "łażę" za Panem niezależnie od tego czy szykuję Ewie posiłek, czy obsługuję klienta, czy odgarniam śnieg przed pomnikiem, czy oglądając TVN w pewnej chwili stwierdzam, że to mnie nie buduje i lepiej zająć się czym innym i odchodzę, to uważam, że jestem jego uczniem. Im większe zaufanie w Jezu Ufam Tobie, tym większa frajda. Nawet jak dzisiaj przeżywam cierpienie, chorobę, płacz, odtrącenie, niezrozumienie, to tylko: Panie mój, Boże nasz, siłę masz, siłę dasz. Tylko Ty, tylko Ty.
Czego Wam życzę kochani w dzisiejsze walentynki? Spotkania ze Zmartwychwstałym. Byście za nim "łazili". Będziecie mieli z tego frajdę. Zapewniam, że tak będzie.
Powyższe zostało napisane po wysłuchaniu homilii o. Piotra Kurkiewicza franciszkanina kapucyna Dyrektora Szkoły Życia Chrześcijańskiego i Ewangelizacji świętej Maryi, Dyrektora Centrów Rehabilitacyjnych na Ukrainie i poza granicami przebywającego od 17 lat na misjach goszczącego tej niedzieli w naszym kościele.
Gdyby ktoś chciał wspomóc dzieło prowadzone przez ojca Piotra podaję konto:
Bank PEKAO SA II Oddz. P-ń 43 1240 1763 1111 0000 1805 2381
Poniżej kilka zdjęć z dzisiejszego dnia:
Z lewej: Ewa tym razem siadła obok p. Ali. Z prawej Ewangelia czytana przez o. Piotra. Poniżej homilia.
Poniżej: Ciało Chrystusa rozdawane przez o. Piotra i błogosławieństwo ks. Proboszcza
Dekoracja ślubna ołtarza i Ewa przy śniegowym iglo zrobionym przez Wojtka na trasie z kościoła do domu
Samochód wepchnięty na stertę śniegu mijany po drodze i pomnik w zimowej szacie tuż przed domem.
Subskrybuj:
Posty (Atom)