piątek, 11 grudnia 2009

Pogrzeb Marylki - kieruj Panie moimi krokami

W kościele w Lusowie jest zwyczaj, że ks. Ignacy Karge przed Mszą św. pogrzebową charakteryzuje osobę zmarłą oraz jej rodzinę. O Marylce Szarkowej (z d. Czarneckiej) powiedział m.in., że ukończyła Liceum Pedagogiczne w Poznaniu (tak jak ja), że przed 43. laty(tak jak ja) zawarła związek małżeński z Henrykiem Szarkiem z sąsiedniego Chludowa, że pracowała jako nauczycielka w szkole i przedszkolu (tak jak ja), oraz, że chorowała od ponad trzydziestu lat, którą to chorobę znosiła z anielską cierpliwością. Ks. Ignacy zaznaczył, że zawsze była blisko Boga. Najpierw - gdy jeszcze mogła chodzić - wówczas przychodziła razem ze swoim mężem - Henrykiem do lusowskiej świątyni (pokazał też miejsce, które zawsze zajmowali). Później - Heniu przywoził ją na wózku - najpierw do Lusowa, a gdy już nie miała sił, to do kaplicy w Swadzimiu. Niestety w ostatnim czasie nie miała już siły chodzić i wtedy ks. Karge odwiedzał ją w domu. Kapłan zaznaczył, że przyjęła z jego rąk w sposób świadomy sakrament chorych (miało to miejsce kilka dni przed śmiercią). Zwrócił również uwagę jaki zawód miał mąż zmarłej - Henryk Szarek, oraz ile miała dzieci, które starała się jak najlepiej wychować. Podkreślił wielki wysiłek męża, na którego głowę na wiele lat spadły wszelkie obowiązki związane z prowadzeniem domu.
Na powyższym zdjęciu widać ks. Ignacego Karge, gdy rozkłada ręce w czasie bezkrwawej ofiary Mszy św.










Ciało Chrystusa i Jego Krew. Do Komunii św. ustawiła się długa kolejka. Heniu wdowiec jest najstarszym z siedmiorga rodzeństwa. Na zakończenie Mszy św. ks. Proboszcz odczytał zamówione przez rodzinę i sąsiadów Msze św.


Pusta mogiła czeka na przyjęcie śp. Marylki Szarkowej






Żałobnicy zebrani przed kaplicą modlą się, by: "Aniołowie zawiedli ją do raju"

Boże, Ty dajesz ludziom życie i zmartwychwstanie, wysłuchaj prośby za Twoją służebnicę i wyzwól ją z więzów śmierci i daj jej udział w radościach raju z Twoimi świętymi.

Ks. kanonik Ignacy Karge posypuje trumnę ziemią mówiąc słowa : Prochem jesteś i w proch się obrócisz. Ale Pan cię wskrzesi w dniu ostatecznym. Śpij w pokoju.

Ponieważ Chrystus zmartwychwstał jako pierwszy z umarłych i odnowi nasze śmiertelne ciała na podobieństwo naszego ciała uwielbionego, ufamy, że wskrzesi ciało naszej siostry, gdy przyjdzie w chwale.


Spuszczenie trumny do grobu jest zawsze przykrym momentem nie tylko dla najbliższych








Przed poświęceniem przez ks. Ignacego Karge krzyża, kwiatów oraz zniczy, krótkie wspomnienie w imieniu córki Oli powiedział Agnieszka. Bardzo ciepło i z wielką miłością mówiła o zmarłej.
Do złożenia kondolencji najbliższym: Heniowi, Oli i Zbyszkowi ustawiła się długa kolejka W tym czasie nasz dzwon POJEDNANIE z wielkim majestatem głosił pojednanie zmarłej Marylki nie tylko z Bogiem, ale i z wszystkimi, którzy mieli z nią kontakt. Na zdjęciu powyżej widać twarze rodzeństwa: niedawno owdowiałej Marylki (wdowy po Genku) i Henia.









W pewnej chwili wydawało się, że wszyscy opuścili już cmentarz. Ale nie. Do mogiły powrócił samotnie Heniu. Ten heros, żywy przykład całkowitej jedności duchowej małżonków. Pomyślcie 30 lat życia z chorującą poważnie żoną. Jesteś Heniu dla nas przykładem że słowa przysięgi małżeńskiej: "Nie opuszczę Cię aż do śmierci" da się zrealizować, nawet w tak ekstremalnych warunkach, w jakich Tobie przyszło żyć. W głębi widać mnie nadal dzwoniącą delikatnie naszym dzwonem POJEDNANIE w czasie samotnej modlitwy Henia.









Na tej fotografii Jurek uchwycił moment gdy Heniu przed samotnym opuszczeniem cmentarza zwrócił się w moją stronę by mi podziękować. Do bramy cmentarnej odprowadził go głos naszego dzwonu Z prawej opustoszały grób Marylki obłożony wielką ilością kwiatów oraz zniczy.










A to grób Karola Zygarłowskiego - kuzyna Jurka, natomiast powyżej z prawej jestem ja pisząca te słowa wraz z Janką - wdową po Karolu i jego młodszym synem Henrykiem.

Jam jest Pan, twój Bóg, pouczający cię o tym, co pożyteczne, kierujący tobą na drodze, którą kroczysz.
To słowa z dzisiejszego czytania (Iz. 48,17).
Moje myśli (dalej pisze Jurek) kierują się ku tym, którzy nie słyszą Pana, którzy kierują swoim życiem na własną rękę. Takie osoby znamy i kochamy. Ale czy zawsze je kochamy w sposób mądry? Czy czynię wszystko co potrafię, na ile się mogę zdobyć, by kochana przeze mnie osoba mogła się zmienić, przemyśleć swoje postępowanie? A może potrzeba takiego dnia jak dzisiejszy, by Pan pouczył Cię o tym, co pożyteczne i pokierował Tobą na drodze którą kroczysz? Zastanów się. Klęknąłeś, to dobrze, pierwszy krok w kierunku, "co pożyteczne" już zrobiłeś. Bez pojednania się z sobą samym, Bóg nie pokieruje Tobą. A mną, też Panie pokieruj. Pokieruj mną i moją miłością.

Brak komentarzy: