wtorek, 22 grudnia 2009

Mam glejaka cz.13 - Kapelusik

Dzień dobry!

Witam po dłuższej przerwie z moją historią glejaka nakładającą się czasowo na budowę i dalsze losy Pomnika Miłosierdzia Bożego.
Tym razem cały post poświęcony będzie mojej rehabilitacji ruchowej.
Proszę wybaczyć mój strój w jakim wystąpię i nie gorszyć się moją niezgrabną posturą. Chorzy mają to do siebie, a zwłaczcza długoletni chorzy, że ich ciało z reguły jest po prostu brzydkie. W chorobie odpada telewizyjna młodość, jędrność, wysportowane ciało, piękny stój i makijaż ukrywający całą prawdę. Pan doktor zażyczył sobie bym przed nim wystąpiła w takim stroju, bo musiał dokładnie obserwować pracę moich nóg, a zwłaszcza moich poobijanych zasiniaczonych kolan. Te kolana na których nie mogę przyklęknąć nawet na miękkim materacu są obecnie moim największym krzyżem. Grube nogi nie chcą mnie nosić mimo, że przez rok straciłam na wadze ponad 10 kg ograniczając tylko ilość pokarmów. Jeść muszę to co kuchnia poda i nie mogę specjalnie wybrzydzać. Może należałoby stosować jakąś wyszukaną dietę, ale na tym co Jurek podaje wyniki krwi mi się polepszają, więc się nie przejmuję.
Z pełną dokumentacją chorobową dot. mojej osoby zostajemy z Jurkiem przyjęci przez pana dr. Sławomira Marszałka. 10-15 minutowy dokładny wywiad, z notatkami w kartotece i obejrzenie wyników MR poprzedziło serię ćwiczeń.
A teraz oddaję głos Jurkowi niech wkleja te niecenzuralne zdjęcia. Może komuś się przydadzą jako konkretna ilustracja rehabilitacji narządów ruchu.

Nim przejdę do opisu ćwiczeń zatrzymam się na chwilę na tym śmiesznym kapelusiku którym przywitała się z wami Ewa. W kształcie jak kapelusz kardynalski. Podobny nosił papież Jan XXIII. Od papieskiego różni się kolorem. Zamiast kardynalskiej czerwieni jest w kolorze i deseniu lakierowanej deski. Bo też zrobiono go z kawałka drewna. Co ma kapelusz do rehabilitacji dowiemy się w dalszej części reportażu.
Wróćmy do ćwiczeń. Powyżej wykrok lewą nogą. Powtarzamy go tak długo, aż przestajemy odczuwać wrażenie chwiania się. Wszystkie ćwiczenia robimy bądź boso, bądź w baletkach, lub skarpetach. Chodzi o pewny, ścisły kontakt z podłożem. Identyczny wykrok ćwiczymy także drugą nogą zwiększając stopniowo jego długość.

Gdy już mamy opanowany wykrok w przód, przechodzimy do t.zw. gwiazdy. Polega ona na tym , że stojąc ciągle na jednej nodze nieruchomej (na zdjęciach powyżej jest to lewa noga), drugą, (w tym przypadku prawą nogą) robimy wykrok najpierw w bok na prawo , potem na wprost a na koniec na lewo. Ćwiczenie to powtarzamy kilkakrotnie najpierw jedną, a potem drugą nogą. Przy wykrokach w bok dodatkowo pracuje nasz korpus. Ćwiczenie to symulować ma niespodziewane sytuacje jakie mogą się przytrafić przy koniecznej zmianie kierunku ruchu (marszu).
Na zdjęciach u góry pan dr Sławomir trzyma mnie jeszcze za ręce pokazując na czym polega klasyczna gwiazda.

Z prawej pan doktor pokazuje wykrok z tak zwanym przytupem. W ćwiczeniu tym chodzi o to, by bodziec dotknięcia nogą podłogi przeniósł się wyraźnie do mózgu, a ten, by zareagował utrzymaniem stabilności w wykroku. Zauważ na zdjęciu ręce pana Sławomira są odchylone od tułowia a palce rozczapierzone jak wachlarze, taka postawa wyraźnie polepsza stabilność ćwiczącego. Trzymanie rąk wzdłuż ciała zmniejsza stabilność. Te lekko rozczapierzone palce gotowe są w każdej chwili przy ewentualnym upadku do podparcia się . Niedopuszczalne jest trzymanie rąk w kieszeniach, a nawet sztywno wzdłuż tułowia. Początkującemu łyżwiarzowi, linoskoczkowi nie trzeba specjalnie tłumaczyć, że ma trzymać
ręce w bok. Podobnie z Ewą gdy utraciła naturalną stabilność musi ją wyćwiczyć, tak twierdzi rehabilitant. I to się da wyćwiczyć.


Kolejne utrudnienie wykrok do przodu z zamkniętymi oczyma. Na początek z przytrzymaniem przez pana doktora, a potem samodzielnie.



Najpierw prawą nogą a gdy ta się zmęczy wykrok lewą. od delikatnego krótkiego do długiego i zdecydowanego z przeniesieniem ciężaru na wysuniętą nogę. Gdyby ćwiczenie to potraktować jako taniec dokładając do niego podkład muzyczny mogło by, gdyby nie sceneria sprawiać nawet przyjemność.

Po kilku ćwiczeniach wystarcza tylko podanie małego palca przez pana Sławomira, potem tylko asekuracja i ćwiczenie kończymy samodzielnym wykonaniem gwiazdy z zamkniętymi oczami nogą prawą, Całość powtarzamy jeszcze raz od początku lewą nogą.

Gdy i to mamy opanowane pan Sławomir kładzie na podłodze odwrócony denkiem do góry drewniany kapelusik. Podaje Ewie rękę i prosi by będąc w wykroku położyła nogę na tym chybotliwym podłożu. Ewa trochę się boi, ale po kilku próbach kładzie nogę samodzielnie, zwiększając ciężar ciała jakim obciąża leżącą na kapelusiku nogę.

W ćwiczeniu możemy się zabezpieczyć krzesłem a nawet dwoma. W razie zachwiania się można zawsze się na nich wesprzeć


Stopniowo zwiększmy długość wykroku i ciężar ciała jakim obciążamy wyciągniętą nogę. Pan Sławomir nie tylko, że Ewę zabezpiecza przed upadkiem, ale także bacznie obserwuje pracę jej kolan. Mówi że nogi reagują prawidłowo na bodźce, tylko wymagają systematycznych ćwiczeń. Receptory nerwowe działają z opóźnieniem.






Jest zadowolony z ćwiczeń które Ewa wykonuje. Co jakiś czas słyszę pochwałę i zachętę do większego wysiłku. Ewa jest tak zaaferowana ćwiczeniami, że nie zauważyła mojego stanowiska z którego robię zdjęcia. Gdy pan Sławek napełnia wodą szklankę do ostatniej już serii ćwiczeń chwyta za aparat i robi mi zdjęcie pod stołem, gdzie znalazłem sobie doskonały punkt obserwacyjny. Najpierw ćwiczenia z do połowy napełnionym plastikowym kubkiem, a po chwili dolewka płynu do pełnego . Słyszymy ostrzeżenie nie ćwiczyć ze wrzątkiem.


Jeszcze tylko kilka wykroków samodzielnych na kapelusik i umawiamy się z panem dr. Sławomirem Marszałkiem na kolejną wizytę w styczniu. Rutynowo pytam go czy mogę reportaż z wizyty puścić w blogu. Zgadza się bez oporów. Prosi tylko bym przesłał mu linka na blog. Żegnamy się zabierając kapelusik, by w domu ćwiczyć wykroki. Dostaję w obecności Ewy pouczenie: Pańska nadopiekuńczość powoduje, że żona powoli zatraca samodzielność w chodzeniu. "Najlepsza pomoc, to nie pomagać" . Co z wdrożenia w życie tej maksymy wyniknie? Zobaczymy.

Zainteresowanym mogę podać namiary na przychodnię, w której pracuje pan Sławomir. Do widzenia, kłaniam się czytelnikom zdejmując z pomocą Jurka (zbyt ciężki) drewniany kapelusik.












To moje obolałe zasiniaczone nogi, które nie za bardzo chcą mnie nosić. Z prawej w czasie ćwiczeń w domu 3 x dziennie po 15 minut. Na górze siniak na prawej goleni nie daje się dotknąć gdy trzeba go smarować maścią borowinową









5 styczeń 2010 Kolejna druga wizyta u pana Sławomira. Sprawdzenie zadania domowego i kolejne ćwiczenia, tym razem na schodach. Wskazania: cały obcas buta musi spoczywać na stopniu, pięta nie może wisieć w powietrzu. Do czasu wyćwiczenia nawyku wskazane by czubki palców dotknęły podstopnicy. Nie należy odrywać dolnej nogi od podłoża i wchodzić na wyższy stopień. póki górna noga nie stanie prawidłowo na stopniu. Wskazane jest ćwiczenie wchodzenia i schodzenie bez użycia poręczy. Na schodach należy ćwiczyć wejścia i zejścia ze szklanką wody. Mózg musi być ćwiczony w wykonywaniu dwóch czynności jednocześnie. Wszystko jest pod kontrolą i zmierza w dobrym kierunku. Życzę wytrwałości.

2 komentarze:

Patka pisze...

Jaka byla diagnoza lekarza?

Jerzy pisze...

Patko Droga!

Ja nie byłam u lekarza lecz u rehabilitanta (tyle,że facet ma doktorat z rehabilitacji). W zasadzie
stwierdził, że wszystkiemu jest winien mózg, a w szczególności ogniska nidokrwienne w móżdżku. W związku z czym pokazał mi cały szereg ćwiczeń, pożyczył do domu "kapelusik", ale przede wszystkim zabronił Jurkowi wyręczania mnie we wszystkim