czwartek, 24 grudnia 2009

Życzenia









Anioł! Krzyknęła Ewa spoglądając przez okno na Boże Miłosierdzie. Idź zrób zdjęcie, bo zniknie. Zrobię jak pójdę się wieczorem pomodlić. Ta biała chmura w której ukrył się Chrystus to tylko zmarzlina, jaka wyszła z wnętrza kamienia. Na zewnątrz jest odwilż i temperatura plusowa, a kamień trzyma ujemną temperaturę. Wilgotne powietrze skrapla się i zamarza na środkowej powierzchni kamienia dając jasną oszroniałą plamę. Zobaczymy jak szybko zniknie.









Przez noc powoli zza chmury wyłonił się Chrystus. Już widać jego błogosławiącą światu dłoń. Rankiem, jak co dzień pan Jan dogląda światełko. Stara się bardzo, by to żywe, betlejemskie światełko płonęło przez cały okrągły rok. Bez względu na pogodę myje szklane klosze zniczy i kupuje ze swoich pieniędzy wkłady, aby żywy ogień zawsze tlił się pod ołtarzem.










Modląc się dzisiejszego ranka przy poręczy TOTUS TUUS zastanawiam się, czy śniegowy napis Jezu Ufam Tobie przetrzyma przez Święta do Nowego Roku na Europejskie Spotkanie Młodych?
Dzisiaj wielkie święto dostajemy Mikołajowy prezent. To samochód z Rabena przywiózł zamówione na prezenty dla uczestników Europejskiego Spotkania Młodych puzzle. Mały wnuczek pana Jana - Wojtek jest świadkiem rozładunku i on otrzymuje pierwszy karton puzzli.









Ułożona na palecie sterta kartonów jest ofoliowana i ledwo się mieści na wysokość w świetle bramy garażowej. Ciekawość moja jest na tyle duża, że od razu rozpakowuję przesyłkę i siadam do układania. Nie myślałem, że ta układanka będzie dla mnie taka trudna. W naturze przecież ułożyłem każdą jedną cegiełkę osobiście. Każdego dnia po kilka razy spoglądam na Chrystusa. Mam jego obraz "w sobie". Gdy siadłem do układania mówię 3-4 godziny i 500 elementów znajdzie swoje miejsce. I co się okazało? Układałem je z niewielkimi przerwami do wieczornej Mszy św. A tu święta za pasem.









I tak minął kolejny rok. Rok chemii po wznowie. Rok załamań i wzlotów. Rok pożegnań przyjaciół, znajomych i najbliższych. Rok, w którym tak naprawdę oboje zrozumieliśmy, że realizują się tylko i wyłącznie plany Boże, a my jesteśmy tylko narzędziami i wykonawcami tychże planów. Czego sobie możemy życzyć w ten imieninowo - wigilijny, bardzo wczesny poranek. Chciałoby się powiedzieć, że zdrowia. Wydaje się ono najważniejsze w naszym wieku, ale czy na pewno? Wiemy oboje, że będzie takie i tylko takie jak Bóg da i nie inne. Czy oznacza to, że nie mamy nic czynić, by je w jak najlepszej sprawności zachować? Wręcz przeciwnie musimy oboje czynić wszystko, co tylko możliwe, by być w jak najlepszej kondycji. Kondycji do czego? Do realizowania Bożych planów. Jakie one będą? Nie wiemy? Pan odkrywa je nam w stosownej chwili. Dzisiaj wielbimy Go i dziękujemy za ten ostatni rok. Za dobro które otrzymaliśmy za pośrednictwem innych ludzi i za dobro, które nam dane było wyświadczyć innym. I o to tylko chodzi w nadchodzącym roku. O to się modlimy. Panie mój, Boże nasz siłę masz, siłę dasz. Tylko Ty, tylko Ty możesz nam dać siły do pomnażania dobra i o to Cię bardzo prosimy.
Ty, którego urodziny dzisiaj będziemy przy wigilijnym stole, a potem na pasterce, obchodzić narodziłeś się tylko po to, aby za nas umrzeć, a potem zmartwychwstać. I my też, tylko po to przyszliśmy na świat, aby umrzeć i ostatecznie zmartwychwstać. Jacy zmartwychwstaniemy zależy od nas. I na tej drodze do własnej śmierci umacniaj nas Boże prosimy, byśmy każdego dnia pojednani z bliźnimi i z Tobą wzrastali do świętości. Spraw, aby nasze usta wielbiły Cię nieustannie, gdyż wielkie rzeczy nam uczyniłeś, czynisz i czynić będziesz na wieki wieków. Amen.









Panie spraw abyś nas spotkał na czuwaniu i modlitwie (z dzisiejszej liturgii mszalnej). Asystujący ks. Proboszczowi do Mszy św odprawionej w intencji parafian Wojtek stwierdził,po mszy, że puzzle pomnika Miłosierdzia Bożego są wyjątkowo trudne do ułożenia. Przez połowę dnia udało mu się ułożyć tylko lewą stronę.

wtorek, 22 grudnia 2009

Mam glejaka cz.13 - Kapelusik

Dzień dobry!

Witam po dłuższej przerwie z moją historią glejaka nakładającą się czasowo na budowę i dalsze losy Pomnika Miłosierdzia Bożego.
Tym razem cały post poświęcony będzie mojej rehabilitacji ruchowej.
Proszę wybaczyć mój strój w jakim wystąpię i nie gorszyć się moją niezgrabną posturą. Chorzy mają to do siebie, a zwłaczcza długoletni chorzy, że ich ciało z reguły jest po prostu brzydkie. W chorobie odpada telewizyjna młodość, jędrność, wysportowane ciało, piękny stój i makijaż ukrywający całą prawdę. Pan doktor zażyczył sobie bym przed nim wystąpiła w takim stroju, bo musiał dokładnie obserwować pracę moich nóg, a zwłaszcza moich poobijanych zasiniaczonych kolan. Te kolana na których nie mogę przyklęknąć nawet na miękkim materacu są obecnie moim największym krzyżem. Grube nogi nie chcą mnie nosić mimo, że przez rok straciłam na wadze ponad 10 kg ograniczając tylko ilość pokarmów. Jeść muszę to co kuchnia poda i nie mogę specjalnie wybrzydzać. Może należałoby stosować jakąś wyszukaną dietę, ale na tym co Jurek podaje wyniki krwi mi się polepszają, więc się nie przejmuję.
Z pełną dokumentacją chorobową dot. mojej osoby zostajemy z Jurkiem przyjęci przez pana dr. Sławomira Marszałka. 10-15 minutowy dokładny wywiad, z notatkami w kartotece i obejrzenie wyników MR poprzedziło serię ćwiczeń.
A teraz oddaję głos Jurkowi niech wkleja te niecenzuralne zdjęcia. Może komuś się przydadzą jako konkretna ilustracja rehabilitacji narządów ruchu.

Nim przejdę do opisu ćwiczeń zatrzymam się na chwilę na tym śmiesznym kapelusiku którym przywitała się z wami Ewa. W kształcie jak kapelusz kardynalski. Podobny nosił papież Jan XXIII. Od papieskiego różni się kolorem. Zamiast kardynalskiej czerwieni jest w kolorze i deseniu lakierowanej deski. Bo też zrobiono go z kawałka drewna. Co ma kapelusz do rehabilitacji dowiemy się w dalszej części reportażu.
Wróćmy do ćwiczeń. Powyżej wykrok lewą nogą. Powtarzamy go tak długo, aż przestajemy odczuwać wrażenie chwiania się. Wszystkie ćwiczenia robimy bądź boso, bądź w baletkach, lub skarpetach. Chodzi o pewny, ścisły kontakt z podłożem. Identyczny wykrok ćwiczymy także drugą nogą zwiększając stopniowo jego długość.

Gdy już mamy opanowany wykrok w przód, przechodzimy do t.zw. gwiazdy. Polega ona na tym , że stojąc ciągle na jednej nodze nieruchomej (na zdjęciach powyżej jest to lewa noga), drugą, (w tym przypadku prawą nogą) robimy wykrok najpierw w bok na prawo , potem na wprost a na koniec na lewo. Ćwiczenie to powtarzamy kilkakrotnie najpierw jedną, a potem drugą nogą. Przy wykrokach w bok dodatkowo pracuje nasz korpus. Ćwiczenie to symulować ma niespodziewane sytuacje jakie mogą się przytrafić przy koniecznej zmianie kierunku ruchu (marszu).
Na zdjęciach u góry pan dr Sławomir trzyma mnie jeszcze za ręce pokazując na czym polega klasyczna gwiazda.

Z prawej pan doktor pokazuje wykrok z tak zwanym przytupem. W ćwiczeniu tym chodzi o to, by bodziec dotknięcia nogą podłogi przeniósł się wyraźnie do mózgu, a ten, by zareagował utrzymaniem stabilności w wykroku. Zauważ na zdjęciu ręce pana Sławomira są odchylone od tułowia a palce rozczapierzone jak wachlarze, taka postawa wyraźnie polepsza stabilność ćwiczącego. Trzymanie rąk wzdłuż ciała zmniejsza stabilność. Te lekko rozczapierzone palce gotowe są w każdej chwili przy ewentualnym upadku do podparcia się . Niedopuszczalne jest trzymanie rąk w kieszeniach, a nawet sztywno wzdłuż tułowia. Początkującemu łyżwiarzowi, linoskoczkowi nie trzeba specjalnie tłumaczyć, że ma trzymać
ręce w bok. Podobnie z Ewą gdy utraciła naturalną stabilność musi ją wyćwiczyć, tak twierdzi rehabilitant. I to się da wyćwiczyć.


Kolejne utrudnienie wykrok do przodu z zamkniętymi oczyma. Na początek z przytrzymaniem przez pana doktora, a potem samodzielnie.



Najpierw prawą nogą a gdy ta się zmęczy wykrok lewą. od delikatnego krótkiego do długiego i zdecydowanego z przeniesieniem ciężaru na wysuniętą nogę. Gdyby ćwiczenie to potraktować jako taniec dokładając do niego podkład muzyczny mogło by, gdyby nie sceneria sprawiać nawet przyjemność.

Po kilku ćwiczeniach wystarcza tylko podanie małego palca przez pana Sławomira, potem tylko asekuracja i ćwiczenie kończymy samodzielnym wykonaniem gwiazdy z zamkniętymi oczami nogą prawą, Całość powtarzamy jeszcze raz od początku lewą nogą.

Gdy i to mamy opanowane pan Sławomir kładzie na podłodze odwrócony denkiem do góry drewniany kapelusik. Podaje Ewie rękę i prosi by będąc w wykroku położyła nogę na tym chybotliwym podłożu. Ewa trochę się boi, ale po kilku próbach kładzie nogę samodzielnie, zwiększając ciężar ciała jakim obciąża leżącą na kapelusiku nogę.

W ćwiczeniu możemy się zabezpieczyć krzesłem a nawet dwoma. W razie zachwiania się można zawsze się na nich wesprzeć


Stopniowo zwiększmy długość wykroku i ciężar ciała jakim obciążamy wyciągniętą nogę. Pan Sławomir nie tylko, że Ewę zabezpiecza przed upadkiem, ale także bacznie obserwuje pracę jej kolan. Mówi że nogi reagują prawidłowo na bodźce, tylko wymagają systematycznych ćwiczeń. Receptory nerwowe działają z opóźnieniem.






Jest zadowolony z ćwiczeń które Ewa wykonuje. Co jakiś czas słyszę pochwałę i zachętę do większego wysiłku. Ewa jest tak zaaferowana ćwiczeniami, że nie zauważyła mojego stanowiska z którego robię zdjęcia. Gdy pan Sławek napełnia wodą szklankę do ostatniej już serii ćwiczeń chwyta za aparat i robi mi zdjęcie pod stołem, gdzie znalazłem sobie doskonały punkt obserwacyjny. Najpierw ćwiczenia z do połowy napełnionym plastikowym kubkiem, a po chwili dolewka płynu do pełnego . Słyszymy ostrzeżenie nie ćwiczyć ze wrzątkiem.


Jeszcze tylko kilka wykroków samodzielnych na kapelusik i umawiamy się z panem dr. Sławomirem Marszałkiem na kolejną wizytę w styczniu. Rutynowo pytam go czy mogę reportaż z wizyty puścić w blogu. Zgadza się bez oporów. Prosi tylko bym przesłał mu linka na blog. Żegnamy się zabierając kapelusik, by w domu ćwiczyć wykroki. Dostaję w obecności Ewy pouczenie: Pańska nadopiekuńczość powoduje, że żona powoli zatraca samodzielność w chodzeniu. "Najlepsza pomoc, to nie pomagać" . Co z wdrożenia w życie tej maksymy wyniknie? Zobaczymy.

Zainteresowanym mogę podać namiary na przychodnię, w której pracuje pan Sławomir. Do widzenia, kłaniam się czytelnikom zdejmując z pomocą Jurka (zbyt ciężki) drewniany kapelusik.












To moje obolałe zasiniaczone nogi, które nie za bardzo chcą mnie nosić. Z prawej w czasie ćwiczeń w domu 3 x dziennie po 15 minut. Na górze siniak na prawej goleni nie daje się dotknąć gdy trzeba go smarować maścią borowinową









5 styczeń 2010 Kolejna druga wizyta u pana Sławomira. Sprawdzenie zadania domowego i kolejne ćwiczenia, tym razem na schodach. Wskazania: cały obcas buta musi spoczywać na stopniu, pięta nie może wisieć w powietrzu. Do czasu wyćwiczenia nawyku wskazane by czubki palców dotknęły podstopnicy. Nie należy odrywać dolnej nogi od podłoża i wchodzić na wyższy stopień. póki górna noga nie stanie prawidłowo na stopniu. Wskazane jest ćwiczenie wchodzenia i schodzenie bez użycia poręczy. Na schodach należy ćwiczyć wejścia i zejścia ze szklanką wody. Mózg musi być ćwiczony w wykonywaniu dwóch czynności jednocześnie. Wszystko jest pod kontrolą i zmierza w dobrym kierunku. Życzę wytrwałości.

niedziela, 20 grudnia 2009

Laurka

Pytała mnie Babcia: Czy ty musisz tak pisać ciągle ten swój blog? Nie umiałem jej tak od ręki odpowiedzieć. Dzisiaj, już wiem. Piszę, bo po prostu mam o czym pisać. Starzy ludzie, w tym jednym mają przewagę nad młodymi, że, nie jedno już w życiu przeszli i mają tak zwane doświadczenie życiowe. Jeśli są zdrowi i ciekawi świata, otwierają się na niego, chłonąc nowinki techniczne. Nie da się ukryć, że idzie im to zdecydowanie wolniej i z większymi trudami niż młodym.

Tak też było z moją wnusią. Dla niej fotoschop to "małe piwo", dlatego postanowiłem wziąć u niej kilka dokształcających lekcji z tej dziedziny. Okazja sama się przytrafiła. Wnusia potrzebowała pieniędzy (kto dzisiaj ich nie potrzebuje?) i zwróciła się do mnie na początku wakacji z prośbą o pożyczkę, którą zobowiązała się odpracować. Ustaliliśmy cenę za godzinę pracy. Wydawało mi się, że godziwą. W wolnych wakacyjnych dniach wnusia starała się wywiązać ze zobowiązania. Kosiła trawniki, pomagała w porządkach i obznajamiała mnie z komputerem. Dwumiesięczne wakacje wydawały się wystarczająco długie w stosunku do kilkudziesięciu godzin pracy, na które opiewała umowa. Im bliżej było końca wakacji, tym bardziej wnuczka się ceniła, podnosząc jednostronnie cenę za każdą kolejną przepracowaną godzinę. Najdroższa była oczywiście ostatnia, której cena przekroczyła ponad dziesięciokrotną wartość umowną. Z jednej strony cieszyłem się, że pełnoletnia wnusia potrafi tak się cenić. W jej wieku, a nawet dużo wcześniej dziewczyny nie za bardzo potrafią się cenić. Z drugiej strony było mi trochę przykro, że nie potrafiła sprawy załatwić honorowo.

Gdy na postępowanie wnusi pożaliłem się jej mamie usłyszałem, że skoro interes ubiłem z wnuczką, to tylko z nią mogę go zakończyć. Kolejny raz przyłapałem się na tym, że potraktowałem ją jak dziecko, a nie jak poważną, dorosłą kobietę. Młodzi mają to do siebie, że wszystko chcieliby osiągnąć od razu. Starzy, mimo, że im nie dużo czasu zostało, są bardziej cierpliwi i nie zawsze doczekują za życia dojrzałych owoców. Liczyłem, że wnusia pokaże mi rzecz na którą pożyczyła pieniądze. Ale nie. Pewno nie chciała prowokować dyskusji.

Postanowiłem dać jej jeszcze jedną szansę na honorowe wyjście z impasu. Poprosiłem by mi zrobiła fotomontaż. Na zdjęcie pomnika Miłosierdzia Bożego należało nanieść dwa zdjęcia: klęczącej świętej siostry Faustyny i przyszłego świętego Jana Pawła II. Zdjęcia konturów obu postaci oraz zdjęcie pomnika przesłałem jej meilem. Obiecała, że fotomontaż zrobi następnego dnia. Dzień przedłużył się do tygodnia (mimo przypomnienia się), a tydzień do miesiąca i do dzisiaj nic nie dostałem. A szkoda. Sprawa między nami mogła być definitywnie załatwiona.

Babcia, która ostatnimi czasy coraz mniej mówi, nie złożyła w tym roku wnusi życzeń imieninowych. Uprzedzona dużo wcześniej, że wnusia w tym roku nie wyprawia imienin, pewno zapomniała o nich. Próbowałem w dniu imienin telefonicznie nawiązać z nią kontakt, ale kilka razy w słuchawce usłyszałem głos sekretarki: że cokolwiek powiem, to w przyszłości zostanie to wykorzystane przeciwko mnie. Zrezygnowałem. Napisane na kartce życzenia, taka laurka, leżała przy telefonie przez kilka dni na moim biurku. Gdy wczoraj zadzwoniłaś, plątał mi się język i nie umiałem sklecić kilku sensownych zdań. Może to i lepiej.

Życzliwi mówią mi: jak masz coś do kogoś, to powiedz mu to osobiście. Kiedy ja tak nie umiem. Wolę to napisać, a jak napisać to publicznie, na forum, na blogu. Może to się jeszcze komuś przydać.

Za oknem śnieg i mróz. Tamta zima była podobna. Na dwa dni przed wigilią przywiozłem do domu ze szpitala Ewę. Była prawie że sparaliżowana. W czasie operacji złośliwego raka pęcherza zrobiono jej fatalne znieczulenie do kręgosłupa. Nie mogąc się wkłuć między zwyrodniałe kręgi, upuszczono jej bardzo dużo płynu rdzeniowo-mózgowego. O dużo za dużo. Mogła tylko leżeć i to na jednym boku. Gdy wstawała do ubikacji przewracała się natychmiast. Małe dzieci, najmłodszy był w wieku Emilki, a mnie przyszło szykować wigilię!

Nie było nam w owym czasie łatwo finansowo. Cały dół domu wynajmowaliśmy. Bywało, że nawet równocześnie trzem rodzinom i to często z małymi dziećmi. W obecnym garażu był pokój i kuchnia. Tam, gdzie obecnie są pomieszczenia biurowe mieszkały młode małżeństwa. W starej pralni zrobiliśmy drugą kuchnię i łazienkę.

Na te pamiętne święta mieszkała u nas jedna rodzina z kilkumiesięcznym dzieckiem. Przyjęliśmy ich pod swój dach, gdy młoda małżonka była jeszcze w ciąży. Polecił ich nam wujek Janusz. Do czasu operacji, zwłaszcza Ewa zajmowała się ciężarną, a po urodzeniu maleństwa starała się tak jak umiała doradzić i pomóc młodemu małżeństwu. Bardzo liczyłem na to, że młodzi widząc stan Ewy nie skończą na tradycyjnym podzieleniu się opłatkiem, ale będą się starali cokolwiek mnie pomóc w organizacji wigilii. Że ten jedyny w roku wieczór spędzimy razem. Rozczarowaliśmy się ich zamkniętą na bliźnich postawą i przy najbliższej okazji wypowiedzieliśmy im lokum. Nasza postawa została określona przed laty jako bezduszna. Ostatecznie zaprosili nas do siebie bratowa i brat, za co byliśmy im bardzo wdzięczni, ale Ewa niestety, nie była w stanie jechać nawet tych parę kilometrów.

Mała sześcioletnia dziewczynka zwraca się do starszego pana per "proszę pana". Od czasu gdy sięga pamięcią zawsze lubiła tego pana. Nie spotykali się często, ale gdy go zobaczyła czuła do niego "miętę". Zawsze traktował ją poważnie, wrażliwy na każde jej słowo, które zapisywał w swojej pamięci. Okazywał jej zainteresowanie i lubił się z nią bawić zostawiając dorosłe towarzystwo na uboczu. Ale serce go bolało. Gdy kolejny już raz w czasie zabawy został nazwany panem powiedział do dziecka: Ja nie jestem dla ciebie panem. A kim ty jesteś ? spytała dziewczynka. Spytaj mamusi odpowiedział kończąc dyskusję. Od tego czasu już nigdy nie zwracała się do niego ani per ty, ani proszę pana.

Szary harcerski mundurek, czarne getry i glany na nogach. Niebieska chusta u szyi. Czarny beret na głowie z lilijką, a na piersi krzyż harcerski. Na nim słowa Bóg, Honor i Ojczyzna. Mamo czy ty też taki mundurek nosiłaś. Tak córuś. A jesteś dzisiaj wierna młodzieńczym harcerskim ideałom? Staram się, choć nie wszystko mi tak wychodzi. Najgorzej z tym Bogiem, ale wiesz, to taka osobista sprawa. Ale co cię naszło, by mnie o takie sprawy pytać? Bo wiesz dziadek ma w tym roku 50 lecie matury i szykuje materiały na konferencję naukową na temat: "Piękna durna młodość, a starcza rozumna niemoc czyli 50 lat później" i chce coś napisać na temat wierności harcerskim ideałom po 50 latach. Organizatorzy proszą o materiały sprzed lat, a dziadek uważa, że należy żyć dniem dzisiejszym. Przepisał z krzyża harcerskiego słowa Bóg Honor i Ojczyzna na swój dzwon Pojednanie i na zjazd chce pojechać z dzwonem. Co ty sądzisz o tym mamo? Na forum na którym pisuje, ktoś nazwał go zdewociałym palantem, jakiego kiedykolwiek zdołało mu się spotkać. I wiesz, dziadek się nie obraził. Powiedział, że takie słowa uczą go pokory. Lubi się wnukami chwalić i nigdy nie wiadomo co mu jeszcze do głowy strzeli.

Za kilka dni będziemy się dzielić z dziadkami opłatkiem, będą życzenia, siądziemy wspólnie przy wigilijnym stole. Czy siądziemy pojednani z sobą samym, z najbliższymi, z Bogiem? To tylko od nas zależy. Otwarci na siebie nawzajem będziemy otwarci na przyjście i przyjęcie Pana. Wtedy zrozumiemy, że najważniejsze nie są takie czy inne prezenty, taka czy inna potrawa, ale to, co w sercu nosimy i jak reagujemy na potrzeby bliźnich.

czwartek, 17 grudnia 2009

16 grudzień


Już tylko tydzień został do wigilii.
I mamy Boże Narodzenie.
Czy we mnie narodzi się Jezus, tak jak rodził się każdego roku, gdy byłem mały?
Dzisiaj dzień adwentowej spowiedzi w mojej parafii. W konfesjonałach zasiądą zaproszeni kapłani.
Ale właściwie to przed kim mam się spowiadać?
Przed człowiekiem tak samo grzesznym jak ja, czy przed Bogiem?
Jeśli chcę spowiadać się przed człowiekiem, to lepiej iść do przyjaciela, kolegi lub udać się do psychologa. Pomoże prawdopodobnie lepie, niż najlepszy renomowany spowiednik.
Gdy chcesz spowiadać się Bogu przed kapłanem-człowiekiem, a nie było Ci po drodze wstąpić dzisiaj do parafialnego kościoła, polecam Ci jeden z poznańskich kościołów:

Wsiadasz w autobus i po 15 minutach jesteś na pętli na Ogrodach. Tam przy cmentarzu na Nowinie w kościele Dobrego Pasterza od samego rana, już przed 7:00, czeka na Ciebie w tradycyjnych konfesjonałach aż trzech spowiedników. Nie ma kolejek i można się spokojnie wyspowiadać. Organy i śpiewy zagłuszają twój głos, a ludzie, stali uczestnicy codziennych Mszy św.są na tyle uprzejmi, że siadają w środkowych rzędach ławek. Konfesjonały są pod boczną lewą ścianą zewnętrzną. Kościół jest ogrzewany i nie musisz się martwić, że skostniejesz z zimna.

Gdy dysponujesz pojazdem można podjechać nieco dalej do ks.ks. Pallotynów. Tam w dolnym kościele (kaplicy Bożego Miłosierdzia) po obu bokach za dwoma drzwiami, nad którymi świecą się lampki, znajdują się dwa konfesjonały. Możesz swoje grzechy nie tyko wypowiedzieć półgłosem, ale nawet głośno. Usłyszą je wtedy trzy osoby: Bóg przed którym się spowiadasz, kapłan siedzący w tradycyjnym konfesjonale i Ty. Ten ostatni jest bardzo ważny. Słysząc siebie mówiącego głośno przed Bogiem nie będziesz mówił głupstw, nie będziesz siebie okłamywał, usprawiedliwiał, spowiadał się z cudzych grzechów. Warto się czasami przy takiej okazji usłyszeć.

A gdy już się wyspowiadasz przykładowo u oo Dominikanów, w sali spowiedzi, gdzie stoi w jednym rzędzie 6 konfesjonałów, wszystkie czynne w okresie szczytu, a długa kolejka przesuwa się do przodu z oszałamiającą jak na spowiedź prędkością, masz okazję wstąpić albo przed, albo po spowiedzi do kaplicy wiecznej adoracji Najświętszego Sakramentu. Tam jak spojrzysz na białą Hostię w monstrancji, zobaczysz Jezusa na krzyżu. Łatwiej Ci będzie przejść z Nim drogę krzyżową, odnaleźć w ciszy siebie. Spróbuj.

A gdy pozbędziesz się swoich garbów, które Cię przytłaczają, weź, jak te dzieci na zdjęciu obok, owoce swoich dobrych uczynków i przyjdź na roraty. Możesz tak jak one wziąć ze sobą światełko. Ogień od zarania dziejów był dla ludzkości symbolem Boga. Jesteś już dorosły i nie będziesz wypisywał dobrych uczynków na kartce, tak jak nie piszesz już od lat grzechów na karteczce.
Zbieraj je skrzętnie w duszy swojej, byś miał co złożyć pod Bożonarodzeniowym żłobkiem. Nie godzi się przed Bogiem stanąć w jego urodziny z pustymi rękoma? To nie może być prezent na odczepne.
Spójrz na tego chłopca w uszatce poniżej. Tak był zaaferowany darem, dobrym uczynkiem, który przyniósł Jezusowi, że zapomniał zdjąć czapkę. I co? Bądź jak on. Z radością spełniaj przykazanie miłości bliźniego. Nie bądź faryzeuszem.









A potem razem z dziećmi stań w procesji i wprowadź ze światłem do świątyni kapłana. Ciesz się, że masz kogo wprowadzić. Są miejsca na ziemi, gdzie wierni odczuwają brak kapłana. Stań z dziećmi i posłuchaj co mówi. Mówisz, że to nie homilia, że to takie dziecięce. Trudno Ci tego słuchać. Jest tyle świątyń gdzie w okresie adwentu na roratach kapłani głoszą wspaniałe rekolekcje adwentowe. Wystarczy się zainteresować, a na pewno znajdziesz w takiej metropolii jak poznańska coś dla siebie.


















Powyżej dzieci podnoszą lampiony w momencie gdy ksiądz unosi biały opłatek mówiąc Ciało Chrystusa. Podobnie czynią gdy kapłan unosi kielich z winem mówiąc Krew Chrystusa. Boże daj mi taką łaskę wiary, bym nigdy nie wątpił w słowa kapłana.









Przez Chrystusa, z Chrystusem i w Chrystusie - to kolejny raz wzniesione razem z kapłańskimi dłońmi dziecięce dłonie z lampionami. Na słowa: Oto Baranek Boży, po raz czwarty unoszą się dziecięce dłonie.

Skończyła się Msza św. Małe dzieci nie przystąpiły do Komunii świętej. Podeszły jednak do kapłana, a ten każdemu z nich uczynił znak krzyża na czole. To takie indywidualne błogosławieństwo dla maluchów, nagroda za ich dobre uczynki, za obecność na Eucharystii.

Zbliżył się czas losowania figurek Najświętszej Maryi Panny. Godzinki, roraty to do Niej te nabożeństwa. Dzieciaki z radością podbiegają do księdza by wziąć udział w wyliczance. Każdego dnia różne są kryteria wyliczanki. Dzisiaj do rozdziału są trzy figurki.









Dzieci zabierają je do domów. Tam należy je wypakować, postawić na honorowym miejscu i całą rodziną się przed figurką pomodlić. Ksiądz prosi rodziców by z dzieckiem (dziećmi) odmówili najlepiej modlitwę różańcową.









Jedne dzieci zadowolone, drugie mniej, bo nic nie wylosowały wychodzą na zewnątrz kościoła.
A tam od dzisiaj nie lada atrakcja. Pod jedną ze ścian świątyni ustawiono normalnych rozmiarów szopę w w niej zainstalowano żłobek.










Figury są duże, prawie naturalnych rozmiarów. Tego jeszcze u nas nie było. To dar pani sołtys z Chyb i niektórych parafian z Chyb dla parafialnego kościoła. Szopka cieszy oko nie tylko dzieci ale i dorosłych.



To kolejny drugi apel pani Ewy jaki ukazał się w lutowym numerze Sąsiadki Czytaj z 2006 roku. Pani Ewo gratulujemy uporu i konsekwencji w realizacji tego zamierzenia.

Na zdjęciu poniżej Ewa próbująca okiełznać wielbłąda, któremu nie podoba się padający od dzisiejszego ranka śnieg.









Zima już zawitała na święta. Ogromna choinka leży przygotowana do postawienia w kościele. Ma być przybrana tylko kolorowymi lampkami.
A to pierwsza próba odśnieżania terenu przykościelnego przy użyciu małego spychacza na kołach (latem maszyna sprawdziła się jako kosiarka do trawy). Parterowa przybudówka to duża sala katechetyczna, świetlica, miejsce spotkań działających przy kościele grup.










Niestety przed pomnikiem nie pozostaje mi nic innego jak ręcznie odśnieżyć plac. Tylko po co? Wystarczy wyciąć napis. Odśnieżając go po kilka razy na dzień (gdy pada śnieg, tak jak dzisiaj) łatwiej się przy tej robocie pomodlić i to chodząc z odgarniaczką po placu jak i spoglądając na plac z okien domu. To zdjęcie wykonano z kuchennego okna.








A to zdjęcie wykonałem wczorajszego wieczoru, gdy z ks. Proboszczem, w dziesięć osób, modliliśmy się o szybką beatyfikację Ojca Świętego Jana Pawła II i o dobrą spowiedź dla parafian. O szybką beatyfikację modlimy się już od czterech lat. Niektórzy mówią. I co? Tyle lat się modlimy i nic. To od nas nie zależy, powtarzają, to sprawa biurokracji watykańskiej. Przecież miało być "santo subito" i nic. Nie warto się modlić o coś na co nie mamy wpływu. I nie przychodzą na wspólną modlitwę. Panie daj mi tę wiarę bym nie ustał w modlitwie na tym miejscu. Przecież sam mówiłeś, że oszczędzisz to miasto jeśli choć jeden będzie w nim sprawiedliwy. Spaw Panie abym w swoim wołaniu nie pozostał samotny. I daj mi tyle pokory bym się tym przed sobą i innymi nie chlubił.