Pani Aniu!
I tak i nie.
To dłuższa sprawa, ale postaram się ją w miarę krótko przedstawić.
Czwarty lipiec przypadł w sobotę. Jak co tydzień tak i tego dnia byłem na rannej Mszy św. w kościele Pallotynów. Nie chodzę w soboty na mszę do parafii, by nie słuchać dwa razy tej samej niedzielnej Ewangelii. Tej soboty, na jubileuszowy obiad, byliśmy oboje z żoną zaproszeni już miesiąc wcześniej. Była to 43. rocznica zawarcia małżeństwa przyjaciółki żony z lat szkolnych. Sprawę proszonego obiadu pilotowała żona, która nie powiedziała mi nic o kawie, i wieczornej Mszy św. zamówionej w intencji jubilatów. Tak więc o mszy dowiedziałem się bezpośrednio przed wyjazdem do lokalu na obiad, a o kościele w którym będzie odprawiona dopiero po zakończeniu przyjęcia, gdy spytałem prowadzącą samochód małżonkę gdzie jedziemy.
W pierwszej chwili gdy tylko dotarło do mnie, że przyjdzie mi uczestniczyć w dwóch Mszach św., zbuntowałem się wewnętrznie. Po chwili uspokoiłem się odpowiedziawszy sobie na pytanie; na co ty bracie się buntujesz. Proszono mnie tego dnia o modlitwę za rodziców jednej z forumowiczek na którym pisuję (jej ojciec, podobnie jak moja żona, jest ciężko chory na glejaka - złośliwego raka mózgu) i pomyślałem, że skoro nadarza się okazja uczestniczenia po raz drugi w Eucharystii, to należy ją owocnie wykorzystać. Jakież mnie ogarnęło zdziwienie, gdy przy ołtarzu jako głównego celebransa zobaczyłem ks. bpa Zdzisława Fortuniaka. On zna historię kolejnych chorób nowotworowych żony, on poświęcił i odprawił pierwszą Mszę św. przed czterema laty przed „moim” pomnikiem (w dniu moich imienin – to kolejny przypadek, że imieniny wypadły tamtego roku akurat w Święto Miłosierdzia, a On zechciał poświęcić pomnik mimo, że był w budowie: o chlebie z ołtarza już pisałem, a niebawem napiszę o cegłach z ołtarza.
) Sprawa się wyjaśniła, gdy usłyszałem intencję koncelebrowanej Mszy św. Przyjaciele, jubilaci byli trochę zbulwersowani; zamawiali Mszę za siebie, a tu wyszła taka po czasie Msza św. pogrzebowa za ojca ks. Proboszcza. Ks. Biskup nie mógł być na pogrzebie, Pani nie zdążyła z napisaniem za życia zmarłemu swojego wiersza, widać takie były plany Boże. Ja usłyszawszy czytany przez Panią wiersz natychmiast skojarzyłem go z forum poświęconym generalnie tym, którzy w mękach i bólach odchodzą z tego świata oraz ich najbliższym.
Przypadek?
Po prostu przyda się, by kogoś pocieszyć.
Kogo?
Jeszcze tego samego dnia, w sobotni wieczór nie mając tekstu w garści, pojawiła się okazja, że odczytam Pani wiersz bądź na pogrzebie, bądź na stypie kogoś z dalszej rodziny. Gdy we wtorek odczytałem Pani meila z wierszem ucieszyłem się nim bardzo. Niestety wczoraj, ani na pogrzebie, ani na stypie (na którą nie zaproszono nas) nie odczytałem wiersza. Pogrzeb był na Miłostowie. Zamiast zabrać tradycyjne kwiaty wzięliśmy ze sobą dzwon by jego dźwiękiem pożegnać zmarłego. Tym razem żona jechała za konduktem pogrzebowym samochodem (z racji na swoją chorobę nie ma już siły by pieszo przejść tak długą trasę) ciągnąc przyczepę a na niej ogromny 150 kg dzwon o nazwie Pojednanie. Ja szedłem obok zamykając kondukt, co jakiś czas pociągając za linkę uruchamiającą dźwięk naszego prywatnego dzwonu. Zajęty dzwonieniem w czasie składania kwiatów na mogile i składania kondolencji rodzinie, nie zdążyłem odczytać wiersza nad grobem zmarłego. Składając jako ostatni kondolencje odchodzącej od grobu rodzinie nie wypadało mi wspominać o Pani wierszu. Wysłuchałem z żoną podziękowań za dzwonienie, które bardzo podobało się najbliższym.
A co z wierszem?
Wczoraj pisząc na blogu zająłem się tematem: Jak ja mogę pomóc Panu Bogu? Odpowiedź prosta - pomagając bliźnim. Pozwoli więc Pani, że prześlę ten wzruszający mnie wiersz Pani imienniczce i jej rodzinie - założycielce forum: KONICZYNKA z nadzieją na lepsze jutro.
Dziękuję.
2 komentarze:
..pierdoły takie tutaj wypisujesz, ze az mi Cię szkoda... i pomyslec, ze nalezymy do Tego samego gatunku...... oh mensch!
ja mam wrazenie ze to pisza dzieci
Prześlij komentarz