sobota, 20 czerwca 2009

Pojednanie z sąiadem

Pojednanie z sąsiadem
Nie minęło dwanaście godzin, a doszło do niespodziewanej rozmowy między mną a sąsiadem którego sprawę poruszyłem na spowiedzi. Przypadek? Możecie to i tak nazwać.

Jeśli się czujesz na siłach, usłyszałem głos zza kratek, to rozmawiaj . Rozmowy nigdy nie jest za wiele. Spytaj jak Jezus: Com takiego uczynił, że nazywasz mnie wariatem?
To słowa mego rannego spowiednika. Ale po kolei. Od wczoraj Ewa naciskała bym rozebrał dekorację II ołtarza przy pomniku, chciała po prostu z inną białą bielizną wyprać obrus z ołtarza. Ja natomiast ociągałem się z rozbiórką ile mogłem, coś mnie wstrzymywało. Oktawa Bożego Ciała się skończyła, uroczystość Najświętszego Serca Jezusowego wczoraj minęła. Dzisiaj nie miałem się już czym tłumaczyć. Prosiłem ją tylko by pozwoliła mi na rozbiórkę po obiedzie. Minął obiad, a ja zamiast rozbierać dekorację poszedłem jeszcze na godzinę do firmowej pracy. W końcu zabrałem się do demontażu. Osiem masztów z flagami zawiesiłem na wieszakach w garażu. Pozostało tylko zwinąć sieci. Gdy stojąc na pomnikowych stopniach wysupłałem z sieci styropianowe ryby patrzę a idzie z pieskiem od jeziora mój sąsiad. Zanim wszedł na plac Pojednań przed Bożym Miłosierdziem spotkał innego sąsiada. Ten niósł akurat skrzynkę zegar, bo to hodowca gołębi. Porozmawiali chwilę o lotach, a ja miałem czas, by się zastanowić. Rozmawiać z nim, czy nie rozmawiać? Co mam mu powiedzieć? Czy jestem już dzisiaj na tyle silny by z nim rozmawiać? Chwila zawahania minęła , gdy sąsiad wszedł na plac. Podszedłem i poprosiłem go grzecznie o chwilę rozmowy. W pierwszym odruchu powiedział, że się bardzo spieszy. Na to ja, że przepraszam, że go zaczepiłem, ale wobec tego przy najbliższej okazji proszę go rozmowę. W tym momencie ciekawość przeważyła. Zapytał co chcę mu powiedzieć. Na to ja, że mam prośbę by wytłumaczył mi dlaczego mnie tak potraktował ? Co mu takiego zrobiłem, że publicznie nazwał mnie wariatem. Słysząc mój spokojny głos w podobnym tonie potoczyła się dalsza rozmowa. Nie będę jej opisywał w szczegółach, trwała dobre dziesięć - piętnaście minut. Skończyła się szczerym uściskiem dłoni. Swoją wyciągnął pierwszy w geście przeprosin. To było prawdziwe pojednanie między nami na placu Pojednań przed Bożym Miłosierdziem. Myślę, że od dzisiaj będziemy sobie mówić dzień dobry mimo, że przez lata nie odzywaliśmy się do siebie.
Przypadek?
Dla mnie nie!

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

Wiesz, to, że przez tak długi okres czasu nie mówiłeś "dzień dobry" twemu sąsiadowi nienajlepiej o tobie świadczy.
Pokazuje, że żywisz urazę w sercu.
Czemu nie dązyłes do pogodzenia sie wczesniej. Ja nie potrafiłbym tak pielęgnowac urazę - szkoda zycia.
"Niech nad Waszym gniewem nie zachodzi słońce" - mówi Biblia.
Jako człowiek, który nie ma sie z czego spowiadć, zasypiałeś przez lata , będąc w konflikcie z sąsiadem?
Masz problem z ludźmi? Dlaczego?

Anonimowy pisze...

..drogi ,,przedmówco'', facet wyraznie ma problemy z sob,a, a nie z ludżmi ..bloga pisze w ramach terapii...

Patka pisze...

Drodzy anonimowi komentatorzy nie osądzajcie innych,abyście sami nie byli sądzeni