czwartek, 18 czerwca 2009

Izdebka

Gdzie kończy się moja izdebka? - nawiązanie do wczorajszej ewangelii (Mt 6, 5-6)
Często zastanawiam się gdzie kończy się moja izdebka? Czy jest nią moja sypialnia? Tam na ścianach wiszą najcenniejsze dla mnie pamiątki, fotografie, obrazki, a wśród nich obrazek od I Komunii św. Gdzie ze ściany spogląda na mnie M.B. Częstochowska, do której tyle razy w młodości pieszo pielgrzymowałem. Gdzie patrzą na mnie zza woalu przenikające do mego wnętrza oczy Chrystusa z Całunu Turyńskiego. Gdzie wiszą zdjęcia moich rodziców, dziadków, Lukasza. Czy jest to pomieszczenie w którym tak pełno jest Ewy, nawet jak w nim nie przebywa, z subtelnymi zapachami jej perfum? A może tą izdebką jest ogólnie dostępny salon, w którym toczy się codzienne życie rodziny? Gdzie na reprezentacyjnej ścianie wisi duży drewniany krzyż, od przyjaciela ginekologa, na którym Chrystus zamiast mieć ręce rozpostarte na boki, ma je obie wyciągnięte w górę, jak dziecko przy porodzie. Gdzie na ścianie wisi kilim największego z rodu Polaków JPII, a za szklaną szybką znajdują się słowa: „Dla Ciebie wszystko” i pył który zczyściłem ze schodów przed ich malowaniem – pamiątka pracy, krwawicy, której nie chciał się podjąć żaden malarz. A może to kuchnia w oknie której staje Ewa, gdy modli się spoglądając na pomnik. Nie jest nią kościół parafialny, w którym staram się często przebywać, ot tak dla Niego, czasami bez okazji.
Co ja robię gdy chcę się modlić? Czy wchodzę do swojej izdebki , zamykam drzwi i modlę się do Ojca, który jest w ukryciu? Wydaje mi się że moją izdebkę znalazłem na rozstaju dróg, pod pomnikiem Miłosierdzia Bożego. Jak w takim publicznym miejscu, na rozstajach czterech podmiejskich ulic, można się modlić, zamknąwszy za sobą drzwi? To wymaga treningu. Gdy modlę się codziennie, gdy modlę się rano i wieczorem, z czasem zamknięcie drzwi na publicznym placu przestało stanowić dla mnie jakikolwiek problem. Oczywiście łatwiej mi jest o skupienie, gdy nie przejeżdżają obok samochody. Bardziej uciążliwy od jednorazowego przejazdu jest hałas – dudnienie jakie dochodzi do moich uszu z trasy szybkiego ruchu przebiegającej 300 m od pomnika. Piesi, którzy korzystają z chodnika, jeśli nie są to zataczający się pijacy, a i tacy się niekiedy zdarzają, nie rozpraszają mnie gdy się modlę. Sąsiedzi przyzwyczaili się już do widoku klęczącego przy jednej z poręczy mężczyzny. Co sobie myślą widząc mnie klęczącego? Trudno mi powiedzieć.
Mateusz ostrzega: Gdy się modlicie, nie bądźcie jak obłudnicy. Oni lubią na rogach ulic wystawać i modlić się, żeby się ludziom pokazać. Czy we mnie jest taka próżność? Nie zależy mi na tym by mnie ktoś widział klęczącego przed Bożym Miłosierdziem. Metalowa poręcz i głosy słowika śpiewającego wcześnie rano to moja izdebka i nie zamierzam z niej robić sobie reklamy. To, że klękając „z siostrą Faustyną” mając z lewej napis „Jezu” , a z prawej „ufam Tobie” gdy spojrzę na Chrystusa Miłosiernego widzę odbicie mojego domu w gładzi pomnikowej, a na nim postać Jezusa , to przypadek. Swego czasu podzieliłem się tym zjawiskiem w TV. I co? I nic. Nikt nie klęknął z tego powodu przy poręczy , by sprawdzić czy nie mam przywidzeń. A On dla mnie stoi, nie bez przyczyny, na dachu mego domu. I za to mu każdego dnia dziękuję. Jakoś łatwiej mi dziękować Stwórcy pod naturalnym sklepieniem nieba w tej izdebce gdzie nieraz dach przecieka. Moja twarz jest wtedy mokra i płyną po niej łzy deszczu. To też może pomagać w modlitwie. Jest wtedy może krótsza ale bardziej intensywna.

1 komentarz:

Patka pisze...

Pouczjące,budujące,wzruszające,ciekawe,takie bliskie,rodzinne