środa, 9 września 2009

Drugim czynić dobrze


„Po co żyć? Aby drugim czynić dobrze. To cały sens życia człowieka”.
Słowa bł. Natalii Tułasiewicz, absolwentki poznańskiej polonistyki, zmarłej 30 marca 1945 roku, zagazowanej w wieku 39 lat w obozie Ravensbruck w przeddzień wyzwolenia obozu, beatyfikowanej 13 czerwca 1999 roku przez papieża Jana Pawła II.
(słowa usłyszane w dzisiejszej rannej homilii w Radiu Maryja).


„Aby drugim czynić dobrze”.

Aby Tobie sprawić dobrze, to moje słowa skierowane wczoraj do Ewy, gdy zarzuciła mi przewrotność. O co chodziło​? O niby drobiazg. O oczyszczenie pomnika Miłosierdzia Bożego. Trzy dni temu Ewa zwróciła się do swojej koleżanki, by posprzątała przy pomniku. Ewa ma nadal zawroty głowy, a z racji na złamane żebra nie może takiej pracy wykonać osobiście. Konkretnie chodziło jej o wymiecenie zeschniętych liści, które się zebrały w narożach pomnikowych schodów i oczyszczenie z mchu szczelin między cegłami, którymi obłożyłem przed trzema laty betonowe schody.

Osobiście nie widziałem potrzeby takiej kosmetyki. Po co zbierać kilkanaście zeschniętych liści na początku września – bezsens. Za dwa tygodnie będzie ich dziesięć razy więcej - to się pozbiera. To samo z mchem, który zagnieździł się w szczelinach między cegłami. Niech rośnie – nikomu nie przeszkadza. Dodaje im naturalnego uroku. Gdy w szczelinach wyrósł jakiś chwast lub trawka, natychmiast go usuwałem. Już wcześniej nie zgodziłem się, by porządkowanie zlecić za pieniądze obcej osobie. A koleżance, w obecności Ewy, powiedziałem, że to całkowity bezsens wydłubywać mech ze szczelin. Na to moje chłopskie gadanie Ewa nic już nie powiedziała. Czułem jednak, że leży to jej na sercu i nie daje spokoju.

Ewa czyta "Rekolekcje Beskidzkie" Wandy Półtawskiej

Wczorajszy upalny dzień był doskonałą okazją bym wziął się za porządkowanie. W południe ustawiłem Ewie w cieniu kamienia pomnikowego krzesło by mi towarzyszyła w pracy, a sam zabrałem się do roboty. Praca okazała się wyjątkowo niewdzięczna. Wyjęcie mchu ze szczelin między cegłami okazało się zajęciem bardzo pracochłonnym. Najgorzej było w załamaniach podstopnic. Ostre klinkierowe cegły raniły mi prawą dłoń, na której w miejscach przytarcia pojawiły się po czasie krople krwi. Gdy ja czyściłem szczelinki Ewa czytała na głos „Rekolekcje beskidzkie” Wandy Półtawskiej. To czytanie osobistego dzienniczka także więźniarki Ravenbruck, cudownie uzdrowionej za przyczyną ojca Pio na interwencję Jana Pawła II, dawało mi wyjątkowy spokój i ukojenie.

Ewa zaprasza na "pyry z gzikiem i szczypiorkiem"

W międzyczasie jemy przygotowany przez Ewę obiad tzw. poznańskie „pyry z gzikiem i ze szczypiorkiem” - są doskonałe.
Gdy wracamy pod pomnik mijamy się z Karoliną i jej koleżanką. Wróciły ze szkoły i idą do chłopaków przesiadujących od godziny na ławce, na pobliskim placu zabaw. Karolina kłania się i mówi nam dzień dobry. Ewa pyta mnie: od kiedy ona mówi dzień dobry? Pierwszy raz się ukłoniła odpowiadam - od ostatniego spotkania opisanego na blogu pod datą 27 sierpnia br.
Przy okazji opowiadam Ewie jak to, w ostatnim dniu wakacji, razem z całą grupą nastolatów okupowała po 23:00 pomnikowe schody, całkowicie lekceważąc to „święte” miejsce. Tym razem nie miałem siły zwrócić młodym uwagi na niestosowność zachowania. Podszepty demona są widać odpowiedzią na moje pozytywne działania tłumaczę Ewie. Złożenie tego samego dnia do Urzędu Gminy powiadomienia o organizowaniu przez nas „Modlitwy na skrzyżowaniach ulic miast świata” w dniu 28 września o godz. 15:00, w pierwszą rocznicę beatyfikacji ks. Sopoćki, musiało się spotkać z jakimś odporem. Gdy w pierwszą sobotę miesiąca spowiadałem się z grzechu zaniechania, spowiednik dając mi naukę powiedział, że będę miał jeszcze nie raz okazję naprawić z pożytkiem dla drugiego człowieka ten brak reakcji z mojej strony.

Jerzy przy oczyszczaniu szczelin z mchu

Po kawie Ewa zmęczona czytaniem wraca do domu. Ja spieszę się, by prace zakończyć do wieczornej mszy św. Dzisiaj święto narodzin Maryi, Ewa zostaje w domu. Całym kościołem modlimy się o cud zachowania przy życiu i wyjścia z choroby dla siedmioletniego Mateusza. Panie daj mu życie, daj mu możliwość czynienia w życiu dobrze, ale jeśli miałby czynić źle i być w przyszłości utrapieniem dla rodziców oszczędź im tej przykrości i zabierz go czystego do Siebie - spekuluję.

Jeszcze pół godziny i przyjdzie się zbierać na wieczorną Mszę św.

Późnym wieczorem, w świetle reflektorów oświetlających Chrystusa Miłosiernego, kończę prace porządkowe przy pomniku. Dwa ubite wiadra mchu. Kto by pomyślał? Po powrocie Ewa całuje mnie i równocześnie dziękuje za posprzątanie.

Po kolacji wracam pod pomnik. Klękam i dziękuję Bogu, że dał mi tyle sił bym mógł dzisiaj tyle zrobić. Bym mógł drugim: Ewie i Mateuszowi czynić dobrze. Dziękuję za dobro które mi dzisiaj uczyniono.

Gdy dzisiejszego ranka Ewa spojrzała przez kuchenne okno na Chrystusa Miłosiernego, a czyni tak za każdym razem gdy wchodzi do kuchni, powiedziała: „Jak też ładnie ten pomnik wygląda”. To była kolejna nagroda za pokaleczone wczoraj palce.

2 komentarze:

Patka pisze...

Lubię tu aglądać

Jerzy pisze...

Patko dziękuję, przyślij meila jest u dołu blogu