Poświęcenie dzwonu Pojednanie
Fotoreportaż został przygotowany jako praca na konkurs fotograficzny : MOJE WAKACJE ogłoszony przez Przewodnik Katolicki latem 2009 roku. Z racji na dodany pod zdjęciami poszerzony komentarz oraz większą liczbę zdjęć wykonana praca przekroczyła wymogi konkursu i dlatego została ostatecznie opublikowana na blogu.
Fotoreportaż został przygotowany jako praca na konkurs fotograficzny : MOJE WAKACJE ogłoszony przez Przewodnik Katolicki latem 2009 roku. Z racji na dodany pod zdjęciami poszerzony komentarz oraz większą liczbę zdjęć wykonana praca przekroczyła wymogi konkursu i dlatego została ostatecznie opublikowana na blogu.
Nasz dzwon POJEDNANIE
Na imię mam Michał. W tym roku po raz pierwszy przystąpiłem do Komunii św. Jednym z prezentów, jakie dostałem z tej okazji, była cyfrówka do robienia zdjęć. Tegoroczne wakacje spędzam raz z mamą, a raz z tatą, robiąc z nich kronikę. Za wzór mam kilka albumów z opisanymi zdjęciami z poprzednich wakacji nad morzem z dziadkami.
Niestety, w tym roku dziadkowie nie planują wyjazdu z wnukami. Babcia Irenka miała dwie operacje guza mózgu i ciężko jest jej poruszać się samodzielnie. Za to my na jeden dzień wybraliśmy się do dziadków do Baranowa. Tym wybranym dniem był 22 lipiec – dzień szczególnie uroczysty dla moich dziadków. Jak co roku obchodzą tego dnia rocznicę ślubu. Ta była już czterdziesta druga. Każdego roku zamawiają za siebie Mszę św., na którą zawsze zapraszają moich rodziców, moją ciocię i wujka z kuzynkami, oraz mnie z braćmi.
Tego roku po raz pierwszy mogłem w intencji dziadków przyjąć Pana Jezusa. Sprawiłem im tym radość – tak powiedziała babcia.
Po Mszy św. ks. Proboszcz poświęcił nasz rodzinny dzwon. W ubiegłym roku zamówił go w odlewni dziadek. Nazywa się POJEDNANIE i są na nim wyrzeźbione ręce oplecione kapłańską stułą. Dziadek powiedział mi w sekrecie, że po jednej stronie są to ręce moich rodziców, a po drugiej cioci i wujka. Nad nimi wypisane są słowa: Bóg, Honor i Ojczyzna.
Najpierw tata z dziadkiem zawiesili dzwon na orzechu u dziadków w ogrodzie. Na Wielkanoc, gdy u nich byliśmy, dziadek pozwolił mi nim dzwonić. Ciągnęliśmy z młodszym bratem, Jasiem, za sznurek, obwieszczając na całą okolicę radość ze Zmartwychwstania Jezusa Chrystusa.
Alleluja, Chrystus zmartwychwstał.
Potem dziadek z tatą postanowili zbudować dzwonnicę. Mój tatuś, który wszystko potrafi i ma dużo narzędzi, zrobił projekt dzwonnicy. Jednego dnia z dziadkiem skręcili z beleczek drewnianą dzwonnicę, w której umieścili metalowy dzwon. Namęczyli się przy tej pracy solidnie, bo dzwon jest ciężki i podobno waży aż 150 kg. Dziadek dał mi swój aparat i zrobiłem kilka zdjęć z budowy dzwonnicy.
Budowa dzwonnicy
Za namową taty dziadek pomalował dzwonnicę na brązowo, a gdy zmarł kolega dziadka, załadował dzwonnicę na przyczepkę i pojechał z nim na cmentarz do Przeźmierowa zadzwonić zmarłemu w czasie pogrzebu. Nie byłem na tej smutnej uroczystości, ale słyszałem, że się to dziadkowe cmentarne dzwonienie wszystkim żałobnikom podobało, a ksiądz prowadzący pogrzeb poprosił po skończonych modlitwach nad grobem, by jeszcze raz zadzwonić na znak jedności ze zmarłym.
Niedawno dziadek się chwalił, że chce z dzwonem wziąć udział szóstego września w jakimś pochodzie. Nazywa się to Marsz dla Życia. Ma to być już siódmy taki marsz w Poznaniu. Dziadek prosił tatę, by mu pomógł zbudować przyczepkę bez boków, bo ta, którą kupił z metalowymi bokami i stoi w ogrodzie, podobno się nie nadaje. Prosiłem dziadka, by mnie wziął na ten pochód. To będzie niedziela i nie będę musiał iść do szkoły. Ten pochód ma wyjść spod kościoła Najświętszego Serca Jezusowego i św. Floriana na Jeżycach po Mszy św. o godzinie 10:15, a więc około 11:00. To tam, gdzie dziadek chodził do sióstr, do przedszkola i musiał pić tran, którego bardzo nie lubił. Ten marsz ma się skończyć przy kościele na Nowinie. Ten kościół Chrystusa Dobrego Pasterza też znam. W nim chrzszcony był mój wujek i Tatuś, gdy babcia z dziadkiem mieszkali przy ul. Polskiej. Teraz mieszka tam prababcia i wujkowie i ciocie. Pewno przyjdą obejrzeć zakończenie tego przemarszu, a może wezmą w nim udział? Dziadek mi mówił, że bardzo dawno temu, gdy tramwaj jeździł tylko do szpitala gdzie się rodzą dzieci to on i do przedszkola i do szkoły pokonywał tę trasę pieszo dwa razy dziennie.
Dziadek który brał udział w takim marszu mówił, że w tym pochodzie idą ludzie w całkowitej ciszy. Nikt nic nie mówi, tylko idą. Co to za pochód bez flag i transparentów?- myślę sobie. Ma być cisza na znak żałoby. To za te dzieci, których mamusie nie chcą urodzić, mówi babcia i za tych chorych, których lekarze nie chcą już dalej leczyć, bo podobno to nieopłacalne i za tych nieszczęśliwych dorosłych, którzy uważają, że tylko oni mogą decydować o swoim życiu, dodał dziadek. A mamusia mówi mi, że każdego dnia w pracy rodzi jej się kilkoro dzieci. A jak przy porodzie, albo krótko po tym, któreś jej umrze na oddziale, to jest tego dnia bardzo smutna, a nawet czasami płacze, nie wiadomo dlaczego.
Gdy ciocia urodziła nieżywą kuzynkę Maryjkę też cała rodzina płakała. Urodziła się nieżywa w szóstym miesiącu ciąży i każdego roku chodzimy na jej grób na cmentarz na Wojciechowskiego. Tak samo co roku chodzimy na grób wujka Łukasza, ale on był już dorosły jak umarł. Tatuś mi powiedział, że był chory na miłość i sam w wielkiej rozpatrzy zadecydował o końcu swojego życia. A na to Babcia mówi, że każde życie pochodzi od Boga i do Boga należy i czas i miejsce, w którym powołuje człowieka do siebie. I za przykład podaje mi moją jedyną prababcię Gertrudę. Jesienią ubiegłego roku była już umierająca. Gdy w swoje imieniny przyjęła Jezusa do swojego serca powiedziała: „Tak bym chciała teraz umrzeć” i na tydzień straciła całkowicie przytomność. Potem przez miesiąc leżała umierająca w mamy szpitalu, ale pan Bóg nie chciał przyjąć jeszcze ofiary z jej życia. Od dziecka ma po wypadku jedną nogę sztywną i do tego krótszą, wstawili jej jakąś tam protezę i próbuje teraz chodzić z balkonikiem, na którym zawiesza sobie worek z siuśkami, bo ma mocznicę i co drugi dzień zabiera ją na cały prawie dzień pogotowie na dializy. Prababcia mówi, że skoro ją Pan Bóg nie zabrał do siebie, to widocznie ma jeszcze misję do spełnienia i modli się dużo na różańcu. Mnie powiedziała, że za mnie też się modli, bym wyrósł na dobrego chłopca. Tego roku prababcia nie mogła już uczestniczyć we Mszy św. jubileuszowej dziadków, dlatego też opisałem specjalnie dla Niej tę historię z poświęceniem naszego dzwonu.
Gdy przyjechałem z rodzicami znad jeziora w Biernatkach, gdzie spędzałem wakacje, do kościoła w Baranowie na Mszę św., dzwonnica stała już przed ołtarzem. To było dla mnie wielkie zaskoczenie. Dzień wcześniej dziadek z babcią zatoczyli dzwon z domu do kościoła. Dziadek nie chciał go zawieźć na przyczepce i uparł się, że będzie pchał dzwonnicę osobiście bez niczyjej pomocy i powiedział, że pcha go w intencji pojednania. Nie powiedział o jakie pojednanie mu chodzi, ale myślę że z Bogiem. Babcia wzięła samochód i linkę holowniczą do asekuracji oraz aparat fotograficzny. Po drugiej operacji glejaka woli jeździć samochodem, niż chodzić pieszo.
W drodze do kościoła.
Po skończonej Mszy św. Ks. Andrzej najpierw odczytał słowa błogosławieństwa,
"Błogosławimy Cię, Panie, Ojcze Święty. Ty posłałeś na świat swojego Syna, aby przez Krew przelaną na krzyżu zgromadził ludzi, rozproszonych z powodu rany grzechu, i aby jako jeden Pasterz prowadził i karmił wszystkie owce, zgromadzone w jednej owczarni.
Prosimy Cię, Boże, pobłogosław ten dzwon, który głosi Twoją chwałę i Opatrzność. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen".
a potem pokropił dzwon wodą święconą. Jej kropelki doleciały nawet do mnie, mimo że siedziałem z rodzicami i bratem w piątej ławce za dziadkami.
Uroczyste poświęcenie 22 lipiec 2009 r.
Następnie dziadek podszedł do dzwonu i rozkołysał go. Nasz dzwon można uruchamiać w dwojaki sposób - albo go rozkołysać na dzwonnicy, do czego służy specjalna rączka, albo ciągnąc za sznurek przyczepiony do jego serca uderzać sercem w wieniec dzwonu i wtedy głos ulega wzmocnieniu w metalowym płaszczu podobnym do odwróconego kielicha.Donośny podniosły dźwięk wypełnił wnętrze kościoła dodatkowo podkreślając radosny nastrój jubileuszu dziadków.
Wywarło to na mnie ogromne wrażenie. Po I Komunii św. zgłosiłem się, że zostanę ministrantem. Będę tak jak dziadek dzisiaj dzwonić Panu Jezusowi w kościele, gdy chleb przemieniać się będzie w Ciało Pańskie, a wino stawać się będzie Krwią ...
Będę ministrantem.
Z kościoła dziadek wytoczył dzwon własnoręcznie, a potem poprosił mnie i Jasia, byśmy mu pomogli pchać dzwon do domu.
Pomagamy dziadkowi.
Dzwonnica popychana przez nas, toczyła się środkiem ulicy. Mijały nas samochody, a przechodnie spoglądali na nas z ciekawością. W pewnej chwili nastąpiła awaria. W małe kółka dzwonnicy wkręcił się sznurek przyczepiony do serca dzwonu i dzwonnica stanęła.
Mój brat Jasiu, który w tym roku idzie do szkoły, przyglądając się stojącemu na ulicy dzwonowi zaczął sylabizować p..o..j..e..d..n..a..n..i..e. Co to jest pojednanie zapytał? Nim dziadek, klęcząc pod dzwonem, podniósł głowę, by odpowiedzieć Jasiowi, powiedziałem malcowi, że pojednanie to jest wtedy, jak człowiek idzie do spowiedzi i wyzna swoje grzechy przed księdzem Bogu. I wtedy może przyjąć Jezusa ukrytego w hostii do swego serduszka. I to jest pojednanie z Bogiem. Ale wcześniej należy pojednać się drugim człowiekiem, przeprosić go, ukochać, utulić, jak się mu zrobiło krzywdę. A dziadek filozoficznie dodał pojednanie to naprawa awarii jaka zdarzyła się w sercu człowieka.
Pojednanie, to naprawa w sercu człowieka.
Awaria była trudna do usunięcia. Tak trudna, że dziadkowi na pomoc przyszedł tata . Ja w tym czasie robiłem zdjęcia. Gdy skończyli, tato zaproponował spoconemu dziadkowi, że pomoże mu odholować dzwonnicę do domu. Podczepił ją linką do haka i pociągnął. Z Jasiem i dziadkiem szliśmy chodnikiem asekurując i przyglądając się holowaniu. Przed pomnikiem Miłosierdzia Bożego zrobiłem jeszcze jedno zdjęcie Jasiowi, który wszedł na dzwonnicę.
Przed domem.
Potem tato z wujkiem wtoczyli dzwonnicę na podwórko i ustawili ją przed domem dziadków tak, że każdy, kto przechodzi ulicą, może nie tylko zobaczyć dzwonnicę, ale i przeczytać imię dzwonu, POJEDNANIE.
W domu dziadek mówił, że skoro dzwon ma spełniać tak doniosłe role, to nie można było dalej czekać z jego poświęceniem. Porównał poświęcenie dzwonu do chrztu dziecka, które od momentu polania wodą staje się dzieckiem Bożym. Powiedział, że dopiero teraz poświęcony dzwon zacznie pełnić swoją świętą doniosłą misję.
Gdy sąsiedzi i znajomi pytają dziadka jaka to misja, nie chce mówić, albo mówi: „zobaczymy, jakie Bóg ma plany”.
Ostatnio dowiedziałem się, że babcia z dziadkiem chcą zorganizować krótki marsz z centrum handlowego w Baranowie na plac, który dziadek nazywa Placem Pojednań przed Bożym Miłosierdziem, by tam, w dniu 28 września o godz.15:00, na skrzyżowaniu czterech ulic, pomodlić się słowami koronki do Bożego Miłosierdzia. Ta modlitwa poprzedzona biciem dzwonu łączyć się będzie ze wszystkimi osobami, biorącymi udział w ogólnoświatowej akcji: „Modlitwa na skrzyżowaniach ulic miast świata”.
Mnie się wydaje, że imię dzwonu pasuje do nazwy placu, przy którym stoi dom dziadków, tylko tych pojednań przed Bożym Miłosierdziem musi być trochę więcej, by można było mu nadać taką nazwę jaką chce dziadek.
tekst Dziadek, korekta najstarsza wnuczka, zdjęcia Michał, tato Michała, Babcia i Dziadek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz